poniedziałek, 23 czerwca 2008

Zwyczajnie muszę, nie ja chcę!...

0 komentarze

Nie chcę zmuszać się do pisania. Wcale nie muszę tego robić.
Jedyny obowiązek to znaleźć w sobie troszkę czasu i ochoty. Nie chcę na prawdę nadużywać słowa artyzm. Pisać wydaje się o rzeczach bardzo odległych. Trudno jednak w dowolny sposób zaprzeczyć, że postępuje ściśle w ramach zasad jakie tworzy to pojęcie. Pisać, pisać, pisać oczywiście. Podobnie jak oni znajduję w słowach ucieczkę,drogę do innego lepszego świata. Nie zważam już na te wszystkie, problemy codziennego, normalnego życia. Unoszę się i płynę, razem z wcześniej wymyślonymi słowami.
Mimo najszczerszych chęci, nie sposób zmusić się także do rozpoczęcia procesu tworzenia. Czysta karta niosąca z sobą tak wielką treść przekazu. Zachęcić może do pisania, lecz wcale nie musi. Układane pod presją czasu bądź wyników słowa zawierają w sobie tą złość i zależność. Uczucia odmienności wypełniają każde słowa, każdy znak.

Nie ma żadnych powodów z nimi walczyć. Należy nieustannie i zawsze pamiętać, iż to my. Właśnie my jesteśmy twórcami tych słów. Ta prosta czynność wcale nie jest taką kuriozalną jaką się zdaję.

Określiłbym słowa jako piękne obrazy ulotnej chwili. Długo istnieć nie mogą, eteryczne i słabe. Nie ma pieknych słów, artysta, osoba (ja nie zasługuje na to określenie siebie mianem artysty. Gdzie moje publikacje?) je tworząca nie ma na myśli bynajmniej słół. On piszę o obrazach, wydarzeniach, przeżyciach. Swoje utwory musi ubrać w słowa, aby nadać im jakąkolwiek ekspresje.
Moim problemem, który zauważyła i nazwała poprawnie Pani Magda. Nie są bynajmniej słowa.
Pod pewnym względem są, jednak nie ich układanie, wymyślanie czy dobieranie. Zdarza się dość często, że te magiczne słowa. Zdecydowanie są za płytkie, ich znaczenie nie jest w żadnej mierzę wystarczające. Moim zamiarem jest przekazanie tak dużej ilości myśli, informacji, iż w rezultacie mam problem z przekazaniem informacji o czymkolwiek.

Nie wiem czy aby na pewno powinienem doszukiwać się w tym problemu. Dlaczego nie poszukiwać wśród banalnych tego przyczyn? Ja zwyczajnie lubię stawiać swojemu czytelnikowi pytania, których odpowiedź dla mnie samego jest także wyłącznie zarysem. Z reguły nie ma problemu, jednakże osoby logiczne, racjonalnie myślące nie mogą się w tym odnaleźć. Dla nich moje słowa są niczym więcej niż tylko nieskładnym bełkotem. I ponownie mogę odczuwać niezrozumienie. Nie szkodzi.
Upływające miesiące, tygodnie, dni brutalnie zmusiły mnie to tolerancji takich uczuć. Nie napiszę przyczajenia, tutaj o żadnej rutynie nie może być mowy. Trudne uczucia do przezycia tyle...

Ostatnio czytam ksiązkę. Prawdę mówiąc, parę godzin temu ją właśnie skończyłem. Kupiłem w pobliskiej uczelni galerii. Ta galeria jest także oryginalnym i niezwykle ciekawym pomysłem. Wiadomo Kraków...Służy ona wystawianiu prac przez osoby niepełnosprawne. Czasem niektóre można nawet kupić. Wszystko zależy od twórców danego dzieła. Zgodzi się na ich sprzedaż, bądź nie. Dwa tygodnie temu zobaczyłem w niej niezwykły obraz. Nie będę oceniał go w kategoriach piękna, wszystkie tam dostępne dzieła. W mniejszym lub większym stopniu zasługują na określenie piękne.
W tym obrazie urzekło mnie coś innego, prawdziwość, realizm, cierpienie, autentyczność przekazu...
Nie opiszę tego obrazu, nie mam zdjęcia. A wszelki mój opis byłby chybiony. Pani opisała go w ten sposób, jest autorstwa pewnej kobiety, artystki z Łodzi. W wyniku choroby traciła ona wzrok...
Jest potrzeba pisania czegokolwiek więcej? Przez ten obraz jej cierpienie przybierało materialny wręcz wyraz. Nie tylko mówiło, ono wręcz krzyczało!
Na moje pytanie, czy można kupić ten obraz. Oczywiście, że w tym czasie nie miałem pieniędzy jednak ten krzyk...Pani z galerii odpowiedziała, on nie jest na sprzedaż. Wygrał konkurs itp. Powiedziała, że jednak zadzwoni do jego autorki i zapyta...
Niestety uznałem sprawę za z góry przegraną. Odwiedziłem tą galerię za jakiś tydzień. A może dwa.
Wtedy już obrazu oczywiście nie było, Pani ze sklepu nie wiedziała początkowo o jaki obraz w ogóle pytam. Później przypomniała sobie wspomniane płótno. Gdyby jednak nie przypomniała sobie to nie szkodzi, galeria dokumentuje prezentowane zbiory. Wszystko można sprawdzić. Przerzucić tylko kilka stron... Wspomniany obraz był jednak zdecydowanie za dużych rozmiarów. Patrząc teraz na ścianę w akademiku, zasłonił by jej trzecią część. To bynajmniej nie jest wada kiedy mieszkasz sam. W jaki sposób jednak wytłumaczyć współlokatorowi zasadność trzymania obrazu? A od następnego roku będę musiał liczyć się z jego opinią. Nie chciałem ponownie mieszkać sam. Zabrzmiało głupio i śmiesznie. Mieszkanie samemu ma istotnie wiele korzyści, ma także wiele minusów. A tych z kolei nie można łatwo przeskoczyć... A tak wiele osób zachwalało mieszkanie samemu.
Dobrze, jednak nie dla mnie!

Ostatnio napisałem parę prac. Podążając za radą Dagmary, będę je nazywał raczej esejami.
To słowo posiada zupełnie inny wydzwięk niż opowiadanie. Opowiadanie jest głupie, niedojrzałe i proste. Zarówno pod względem stylu jak i treści. Ja oczywiście cały czas świadom jestem, że moje pracę mają wiele może nie błędów. Za mało wyczerpywałem dany temat. Takie wrażenie mam zwłaszcza odnosnie pracy "Dlaczego wierzymy? W pełni świadoma wybieramy wiarę w Boga, czy nie chcemy się wyłamywać z tłumu?". Praca, wróc. Esej na temat samospełniającej się przepowiedni i bezrobocia ma troszkę inny charakter. O samo...jest skończony. Natomiast o bezrobociu..hm...Sam nie wiem, mowiłem, iż nie. I może tak jest w istocie. To miała być początkowo recenzja książki "Pamiętniki bezrobotnych" autrstwa mojego wykładowcy...:P Z góry uprzedzam, o książkę tą sam go zapytałem i poprosiłem. Nie perswadował, agresywnie nie zachęcał nas do zakupienia swoich dzieł. Bardzo dobra książka, opowiada autentyczne historie. Spisywane ręką bezrobociem osób dotkniętych.

Jeśli rozpocząłem już o dobrych książkach, to będę kontynuował. Niedano kupilem we wspomnianej galerii książkę. Zaintrygoował mnie jej tytuł, "dlaczego tworzę". ja przecież stawiam sobie podobne pytania "dlaczego tworzyć..?" Książka opowiada o twórcach, będących osobami niepełnosprawnymi. Bardzo zróżnicowany jest poziom ich niepełnosprawności. Podkreślone niemal w każdej historii jest jedno. Ogrom walki, podjętego wyzwania przez tą osobę aby tworzyć.
Na pierwszych stronach książki, możemy przeczytać wyjaśnienie. Dlaczego?
Opisana jest pewna rzecz, mająca także ze mną bardzo dużo wspólnego. Stosowano dla tych ludzi bardzo często art-terapie. W sztuce mieli oni znaleźć remedium na swoje bolączki...

A ja nazywam bardzo często, jeśli nie zawsze pisanie. Ucieczką...Nie pytajcie przed czym, to jest temat na kolejną notke na tym blogu.
Teraz, w pisaniu, odnajduję swoją osobę. Niezmiernie lubię te wszelkie zabawy ze słowem, emocjami itp. Zarzucano mi wielokrotnie czasochłonność tych zajęć...Nieprawda!

Każde podejście do Tworzenia nowego przekazu jest wydarzeniem. Dlatego staram się unikać powracania i kontynuowania maila. TO nic mie nie daję, i tak zaczynał bym od początku...Pierwsze zadania podczas kontynuowania starego maila. To kasowanie już istniejącego tekstu...
I pewnie dlatego, że nie chcę tego robić.... Tak bardzo tego unikam.

Być może piszę dłużej, a to tylko z tego powodu, że piszę zdecydowanie więcej.

A, że mam ochotę to teraz czynić... A wszystko to przez Damarę!
Nie, ta dziewczyna ma ogromny wpływ na pobudzenie sił twórczych w człowieku!
Bardzo często w mailach od niej znajduję informację o swoim stylu. To prawda, że do niej podświadomie bardziej przykładam się do pisania. Nie przesadzajmy jednak.
Dagmara jest tylko koleżanką..! Żeby nie było wątpliwości.
Nieporozumieniem z tego powodu było by deprecjonować rolę jaką odgrywa...

Ah, ostatnio jeszcze doradziła mi zmianę pewnego elementu w stylu pisania. Świetnie!
Sam, nie ukrywając nie byłem tego świadomy. A tutaj proszę...

niedziela, 22 czerwca 2008

W oczekiwaniu na milczący grom

0 komentarze

Blog...
Naprawdę nie wiem ile w ostatnim czasie wykonałem podejść do napisania tutaj notki. O tematyce bardzo od siebie się różniącej. O Aniołach, o psychopatologi twórczości, o pisaniu w ogóle, opowiadającej o moim trybie życia...Sądzę, że doszukałbym się jeszcze paru dokumentów. W załozeniu przyszłych notatek na bloga w moim komputerze. Nawet jeśli jakąś znajde i spróbuje kontynuować...Wiem, że mi się nie uda. Nie sposób wracać do wydarzenia wcześniejszego pisania. Emocji jakie z nim się wiążą, różnorodnych uczuć. Całego klimatu świata zewnętrzenego, jak i tego wewnętrznego. Mającego swój teatr we mnie...A należy tu powiedzieć, teatr w którym występują najlepsi aktorzy. Coraz nowsze, oryginalne pomysły są realizowane. Kiedyś zapewne napisałem, nie wiem tylko czy na blogu. A może ta myśl wchodziła w skład jakiegoś maila? Aa jest to tak mocno opisująca mnie zasada. Iż mogła znaleźć się w obu miejscach. Jestem cholernie nieszczęśliwym chwilami człowiekiem, cechuje mnie lubiąca grę kontrastów zmienność. I oczywiście nie ma tak dobrze, nie tylko ona. Sporadycznie lub całkiem nawet (o zgrozo) często pojawia się apatia.

Chwilami zaprawdę wolałbym ułatwić sobie wszystko i uciec...Daleko, daleko.
Patrząc, przyglądając się mojemu życiu ogarnia mnie zdumienie i niedowierzanie. Czy ty na prawdę piszesz o sobie? Nie poznaje, nie kojarzę, nie identyfikuję się z bezmiarem zdarzeń które odgrywaja się w tym teatrzyku mojej osoby. NIe nazwę takiego zachowania masochizmem, nie mam na niego takiego wpływu. Nie mam o cholera żadnego wpływu! Pewnie mógłbym mieć, jeśli tylko bym chciał...Tylko nie zapominajmy w tym wypadku "chcieć" ma znaczenie znacznie wykraczające poza swoje norrmy. Normy tego słowa, a przypuszczam, że i parę innych przy okazji.

Prostota mnie męczy, ta nieskomplikowaność, czystość i czytelność myśli...
Być może to jest powód dla którego moja twórczość spotyka się bardzo często z niezrozumieniem.
NIe szkodzi, jestem na to jakoś dziwnie spokojny. Niezrozumienie nie oznacza przecież, bynajmniej Nie ignorancję. Tej z kolei nienawidzę...Spotykałem się z nią w ostanich czasach tak często, że powinienem przywyknąć. A nie przywykłem. NIe przywyczaiłem się do tak pejoratywnego uczucia. Powiecie, że przecież nie można...A tak, wszystko jest możliwe. Niestety to prawda. Splunięcia w twarz można uznać za deszcz...Poważnie znam ludzi, którzy tak czynili. Moim zdaniem nikt nie wychodzi na tym w korzystnym świetle. Cóż może ta "deszczowa chmura" zastawia słońce..?

No włożyłem okulary. Teraz widzę świat jakim jest w istocie. Aaaa chyba je zdejmę...Z drugiej strony, nie mam przecież czego się obawiać. Wiem, doskonale czego należy i czego w żadnym wypadku nie należy się spodziewać
Nie mam pojęcia natomiast, dlaczego piszę mi się w tym momencie tak trudno. Dziwne, niespotykane dla mnie ostatnio uczucie. Skończyły się wszelkie przyjazne i korzystne dla mnie wydarzenia słowa?
Nie wierzę, nie wierzę także w to. Iż takowe kiedykolwiek były. W moim życiu tak bywa, 90:10. :) objaśnie może. 90% zawdzięczam sobie 5% przyjaznym, chociaż nie koniecznie ludziom i te brakujące 5% czemuś takiemu jak szczęśliwy los...To, że w takie bajki nie wierzę jest kompletnie bez znaczenia. Mam przecież dużą praktykę w wierzę w rzeczy nieistniejące i nierealne. Chcociaż z tym bym nie przesadzał.