niedziela, 22 czerwca 2008

W oczekiwaniu na milczący grom

Blog...
Naprawdę nie wiem ile w ostatnim czasie wykonałem podejść do napisania tutaj notki. O tematyce bardzo od siebie się różniącej. O Aniołach, o psychopatologi twórczości, o pisaniu w ogóle, opowiadającej o moim trybie życia...Sądzę, że doszukałbym się jeszcze paru dokumentów. W załozeniu przyszłych notatek na bloga w moim komputerze. Nawet jeśli jakąś znajde i spróbuje kontynuować...Wiem, że mi się nie uda. Nie sposób wracać do wydarzenia wcześniejszego pisania. Emocji jakie z nim się wiążą, różnorodnych uczuć. Całego klimatu świata zewnętrzenego, jak i tego wewnętrznego. Mającego swój teatr we mnie...A należy tu powiedzieć, teatr w którym występują najlepsi aktorzy. Coraz nowsze, oryginalne pomysły są realizowane. Kiedyś zapewne napisałem, nie wiem tylko czy na blogu. A może ta myśl wchodziła w skład jakiegoś maila? Aa jest to tak mocno opisująca mnie zasada. Iż mogła znaleźć się w obu miejscach. Jestem cholernie nieszczęśliwym chwilami człowiekiem, cechuje mnie lubiąca grę kontrastów zmienność. I oczywiście nie ma tak dobrze, nie tylko ona. Sporadycznie lub całkiem nawet (o zgrozo) często pojawia się apatia.

Chwilami zaprawdę wolałbym ułatwić sobie wszystko i uciec...Daleko, daleko.
Patrząc, przyglądając się mojemu życiu ogarnia mnie zdumienie i niedowierzanie. Czy ty na prawdę piszesz o sobie? Nie poznaje, nie kojarzę, nie identyfikuję się z bezmiarem zdarzeń które odgrywaja się w tym teatrzyku mojej osoby. NIe nazwę takiego zachowania masochizmem, nie mam na niego takiego wpływu. Nie mam o cholera żadnego wpływu! Pewnie mógłbym mieć, jeśli tylko bym chciał...Tylko nie zapominajmy w tym wypadku "chcieć" ma znaczenie znacznie wykraczające poza swoje norrmy. Normy tego słowa, a przypuszczam, że i parę innych przy okazji.

Prostota mnie męczy, ta nieskomplikowaność, czystość i czytelność myśli...
Być może to jest powód dla którego moja twórczość spotyka się bardzo często z niezrozumieniem.
NIe szkodzi, jestem na to jakoś dziwnie spokojny. Niezrozumienie nie oznacza przecież, bynajmniej Nie ignorancję. Tej z kolei nienawidzę...Spotykałem się z nią w ostanich czasach tak często, że powinienem przywyknąć. A nie przywykłem. NIe przywyczaiłem się do tak pejoratywnego uczucia. Powiecie, że przecież nie można...A tak, wszystko jest możliwe. Niestety to prawda. Splunięcia w twarz można uznać za deszcz...Poważnie znam ludzi, którzy tak czynili. Moim zdaniem nikt nie wychodzi na tym w korzystnym świetle. Cóż może ta "deszczowa chmura" zastawia słońce..?

No włożyłem okulary. Teraz widzę świat jakim jest w istocie. Aaaa chyba je zdejmę...Z drugiej strony, nie mam przecież czego się obawiać. Wiem, doskonale czego należy i czego w żadnym wypadku nie należy się spodziewać
Nie mam pojęcia natomiast, dlaczego piszę mi się w tym momencie tak trudno. Dziwne, niespotykane dla mnie ostatnio uczucie. Skończyły się wszelkie przyjazne i korzystne dla mnie wydarzenia słowa?
Nie wierzę, nie wierzę także w to. Iż takowe kiedykolwiek były. W moim życiu tak bywa, 90:10. :) objaśnie może. 90% zawdzięczam sobie 5% przyjaznym, chociaż nie koniecznie ludziom i te brakujące 5% czemuś takiemu jak szczęśliwy los...To, że w takie bajki nie wierzę jest kompletnie bez znaczenia. Mam przecież dużą praktykę w wierzę w rzeczy nieistniejące i nierealne. Chcociaż z tym bym nie przesadzał.

0 komentarze: