Często oglądając filmy pojawiają się fakty i pytania, na które nie znam odpowiedzi. A nieukrywając znać ją przecież powinienem. Przed chwilką obejrzałem zaledwie parę pierwszych scen z filmu Królestwo Niebieskie. Pojawiły się wątki wypraw krzyżowych i sytuacji w xii Francji. I ja jej niestety nie znam. Chociaż zdawałoby się, żę powinienem. Nieistotne, iż jest to tylko teoria nie zgodna z ideę kształcenia się na tych nowych bolońskich studiach. Suche fakty znać raczej powinienem, tylko... Nie pamiętam.
Trzy lata studiów, na których uczyć się musisz jak najbardziej ogólnie. Później dopiero wybierasz interesującą cię epokę. Ja tego nie rozumiałem - ciekawe czy teraz się zmieniło?. Postanowiłem w tym nadchodzącym roku akademickim czytać z historii tylko podręcznik. Z filozofii, którą rozpocznę nieco inaczej będę postępował. Uczył się będę tylko tego co jest mi do szczęścia potrzebne;p Czyli ustalam sobie temat transcendentalizm - i wwszystko temu toposowi będzie podporządkowane...
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Kolor zapomnienia
wtorek, 25 sierpnia 2009
Dylematów czas
Żyłem swobodnie, z podniesioną głową przez życie spacerowałem. Zadarte moje oblicze i wzrok zagubiony gdzieś w dali był tylko złudzeniem. - stworzonym przeze mnie na własna pożywkę. Przyznam; rzucałem silny czar, zaklęcie, któremu sam ulegałem - Nie było tto dla mnie korzystne, podkreślało jedynie moją altrustyczną postawę. Postawę tak bardzo naszym czasom nie współczesną. - to były nie ważne! Głośno krzyczałem, że nie chcę utraty ziarenka jednego swojej tożsamosci. - Nieświadomie stymulując zadania przeciwko swojej osobie...
NIe
Uwierzyć nie chcę w tak silnie egoistyczny świat! Obca jest mi kraina, w której każdy człowiek to osobna wyspa.
Zdjąć z nosa i dalko przed siebie wyrzucić czarne okulary! Stygmatów słepca czas już się pozbyć! Szacunek; estyma i godność dla swojej osoby bynajmniej nie ma na celu zadawanie ran innym. - co więcej - Znanie wartości swojej osoby pozwala precyzyjnie postrzegać otoczenie.
Nie
Ja wcale nie chcę uważać, że wszyscy inni osiągają poziom społeczny, intelektualny... znacznie wyższy od mojego. Nie chcę już porażony ich patosem obawiać się odezwać!
NIeodpowiednie słowa? Wypowiedziane w złym czasie? Częstsze, nieczytelne?
Nie! Nadchodzi czas zmian
Codzienne chandry doprowadziły moją psychikę do skraju wytrzymałości. Daleki jestem od przesady, uwierzcie mi, ile razy na nowo można się uczyć 1,3,3, a i b? Znoszę - jakoś? - ten powtarzający się w nieskończoność beznadziejny cykl. Czasem mam nadzieję końca, nastania długo oczekiwanej mety. Koniec jednak wcale nie nadchodzi, widzę jedynie skończoności miraż. I wszystko od nowa...
Zmęczony jestem nieustanną powtarzalnością tych beznadziejnych wydarzeń. Przełamać pragnę złoty krąg, w którym jestem uwięziony. Cykliczność występowania moich chandr, czy po prostu wahań nastrojów jest przerażająca. Ja nie chcę żyć w tak zaplanowanych świecie! Wymiarze nie znającym sztuki improwizacji, i pozorów sztuki. Nie odpowiadają mi barwy kontrastu jako jedyna możliwość. - dlaczego po chwilach triumfu nastąpić musi bolesny upadek?
W stosunku do swojej osoby używam ładnych słów na określenie kuriozalnej przypadłości, preferuje być nazywanym chimerycznym, aniżeli zwyczajnym leniem. Być może wykonuje powierzone mi działania, lecz na pewno nie w sposób odpowiadający moim ambicją. - w przypadku nauki na uczelni, wcale a wcale nie wykonuje powierzonej mi pracy... Czy nie jestem w stanie jej podołać intelektualnie? Problemem jest w tym przypadku moja determinacja i zaangażowanie. - z drugiej strony - rozpoznaje w sobie często konflikt wartości. NIe mam już ocoty zmuszać się do wykonywania pracy, która nie sprawia mi żadnej przyjemności - i która bezsensowną się wydaje. A przecież w tej samej chwili na świat idealistycznie spoglądam. - poznać i zrozumieć świat można jedynie przez dogłębną o nim wiedzę.- Wiem to doskonale, jednakże w chwilach przebijania się przez kolejne literackie, i naukowe gnioty nie jest to takie oczywiste.
O mojej postawie miało być słów parę, a raczej transformacji. W największym skrócie, krystalizując swoje myśli... Zaczynam być bardziej krytyczny w stosunku do otoczenia, wcześniej podobne zachowania mi się nie zdarzały. Nieustannie cudze pomyłki, nonszalancje w zachowaniu czy emocjach przypisywałem swojej osobie. Iż niejako ja to spowodowałem. Zmian nadszedł czas:)
Z większą świadomością swoich walorów przez życie wchodzę, egoistycznej postawy mi brak. - niestety to błąd. Siebie samego należy cenić najbardziej! Patrzeć na ludzi z takim samym szacunkiem jak wcześniej, jednak teraz kalkulować co oni wszyscy do mojego życia mogą wnieść...
Edit: 18pm
Najgorsza dla mnie jednak jest niewiedza, wrogiem jest przeze mnie znienawidzonym. Bardzo trudnym przeciwnikiem, bo nieznanym w zupełności. Moja opieszałość często na nią wpływa; intymni słowy; nie jestem wystarczająco zdeterminowany by ją zwalczyć.
A zrobić to zwyczajnie muszę! Teraz już obijam się tylko bez wytchnienia i spokoju. Dusza moja skazana na banicję wcześniej już została, teraz w dodatku czuje się oszukiwanym. Dom - przystań - spokojna cela, której tak bardzo oczekuje zdaje się być na wyciągniecie ręki. Jednocześnie pozostając gdzieś tam daleko. Trwając w tym złudnym wymiarze tracę w smutne dni wypracowane radości moje. - bo ja nie wiem co chciałbym robić, nie znam swojej przyszłości... Nie mam sprecyzowanych odnośnie niej ideałów i oczekiwań. Potrafiłem tylko powiedzieć o zdarzeniu, że sprawia mi przyjemność bądź nie. Granica tych stanów jest bardzo cienka, niestety w moim życiu brak tak skrajnych emocji. Dominuje - i to zdecydowanie - pośredniość.
Nie znam swoich emocji, nie rozpoznaje siebie, błędnie oceniam otoczenie.
I cóż robić? Jaką sztukę uprawiać? Myślałem nieśmiało swojego czasu o pisaniu, absolutnie nie z powodów moich osiągnięć w tej dziedzinie. Ja lubię pisać, i nic już więcej... Ale nawet jeśli przyjąć tą czynność za pomocną w procesje mojej samorealizacji. W jaki sposób wyjaśnić Łatwość z jaką przychodzi mi rzucenie wszystkiego - cieszenia się przyjemnościami - i spadanie do trwania? Nic nie robić nie lubię, być może jest to zmamiono mojego wieku lub bardziej personalny atrybut. Największe wtedy przezywam męki,nudzę się strasznie. Bezzadaniowość powoduje smutek i uczucie niespełnienia. Pominę tutaj liczne chandry w tym czasie mnie nękające; głupia chandra czy może psychiczne zaburzenie?
Usłyszałem niedawno, a może przeczytałem w którymś artykule, to zdaje się bardziej prawdopodobne. Smutek popycha człowieka do pióra, teza z która całkowicie się zgadzam. Przecież w radosnych chwilach pisać nie mogę... Parodos zdawałoby się, bo cóż mi przeszkadza? Problem w tym, że nic i ja mogę wyrazić swoje uczucia werbalnie. Uczynię to lepiej lub gorzej, nie zmienia to faktu, iż jest to zadanie wykonalne.
Teraz trwam w dziwnym półśnie. jednocześnie jestem szczęśliwy jak i skazanym na życie w wiecznym smutku się czuję. Więźniem, który nie ma najmniejszego już prawa do dłuższego szczęścia przeżywania. Chwilowe wzloty, a i owszem! Przypięta musi być jednak do nich łatka eteryczności i iluzji. Ja jestem tych faktów boląco świadomy, tak bardzo, że przeżywać całym sercem już nie potrafię. Z drugiej strony, zaprzeczyć nie mogę, że w niektórych zdarzeń przypadkach gotów jestem poświęcić całą swoją istotę by uczestniczyć tylko w bogów poranku.