sobota, 28 lutego 2009

Te czasy nie umarły, nie mogły. Ja żyję...

Parę miesięcy temu wyznalem mojej koleżance, że mam całkiem oryginalny dzisiaj zwyczaj. Lubię chodzić do biblioteki, w której udaje się do czytelni. Normalny typowy zwyczaj studencki, do tego miejsca tak może się wydawać. Ja jednak udaję się do niej bynajmniej nie w celach stricte naukowych. To znaczy, zawsze pożądałem tam z książką lub po książkę. Nie byl to więc czas z góry już naznaczony niepowodzeniem. Niepowodzeniem uczenia się, eh studiowania kolejnych arcyciekawych księgą.

Początkowo wszystko wydawało się jak najbardziej wporządku, ja zasiadałem przy ławce i wyciągałem książki. Czasem też notatki, lub przedmioty do ich sporządzania. Nauka ta wychodziła mi bardzo różnie, jak zawsze zresztą. Początkowe niepowodzenia zapowiadają - z reguły - przyszły sukces. Muszę się tylko wczytać w lekturkę, z pewną małą dygresją odnoszącą się do tego zjawiska. Teraz rzadko kiedy umożliwiam książce zainteresowanie mnie. Po trudach przebicia się przez to kilkadziesiąt pierwszych stron ją odkładam, oczywiście nie w znaczeniu odrzucam. Przekładam tylko czytanie na inną mającą dopiero nadejść porę, problem w tym, ze ta pora nie zawsze nadchodzi. Smutne ale cóź. Dla mnie samego dziwne jest, jak bardzo uciekam od przyjemności. A czytanie - może nie każdej jednej książki - mi ją daje. Przekładanie książeczek na nigdy-nie-nadchodzące potem nie jest dobrym rozwiązaniem. Tylko problem w tym, że jest to rozwiązanie rzeczywiste.

Nauczyłem się zdecydowanie mniej przejmować i to na wszelkich polach. Swobodny - niektórzy mowią luzacki - stosunek wychodzi mi tylko na dobre. Jedyne zagrożenie jakie przychodzi mi do głowy,prezentując siebie jako osobę luźno podchodzącą do obowiązków uczelniach. Czy innych. Wykonując takie dzziałania utrwaliłem obraz siebie jako osoby niezbyt ambitnej, nie oczekującej zbyt wiele. I takiej od, której za wiele nie można oczekiwać. Irytuje mnie ta prezencja. Zmienić to oczywiście się staram, jednak... Chciałem zacząć od tej sesji, dobrze z tym, że przegrałem ten los na loterii. Wyjaśnie może, sesja zaczyna się w piątek, a ja z soboty na niedziele łapie niezłe przeziębienie. Uczyć się nie byłem zwyczajnie w stanie, ja nie uczę się raczej dużo. No czasem moze zdarzy się nocka zaarwana, jednak to bardzo sporadyyczny przypadek. (może nie tak rzadki, w dodatku coraz częstszy). Także przeziębiony byłem - w środę poszedłem do lekarza, dostałem zwolnienie uprawniające mnie do wolnego na większość sesji. Zwolnienie, z którego bynajmniej nie skorzystałem.
Pewnie to głupie zachowanie - ja sam wiem to doskonale. Uległem jednak presji ludzi z roku i chodziłem na egzaminy. Pierwszy dzień, słabo przygotowany, z wiedzą przgotowaną na ćwiczenia poszedłem zdawać.

Dostałem trzy pytania, jak i większość. 1 Rokoko 2 Wzrost znaczenia Szwecji w XVII 3 hm nie pamiętam. Odpowiadałem raczej słabo, aczkolwiek nie całkowicie ponieważ dr zadał dodatkowe pytanie. Rewolucja cen, krótkie zagadnienie, wiedziałem. Czekając na wpis zapytałem czy nie mógł bym poprawić, - pan jest na zwolnieniu - no skoro dzień wcześniej pokazywałem tą kartkę profesorce. Na II moim terminie tego egzaminu było fatalnie, nie wyzdrowiałem jeszcze na tyle by móc się sprawnie uczyć. I chociaż pytania zdawały się łątwe, nie udało mi się poprawić.

Nowożytną polski zawaliłem, dostałem pytania wcale mi nie pasujące. Inna sprawa, że z moją wiedzą musiał bym liczyć na wyjątkowy traf. 1 Sytuacja Prus w XVII i 2 wojna polska po II rozbiorze RP. Tak, tak oczywiście. Dwukrotnie pytałem czy można zamienic zestaw pytań, nie zgodził się niestety. Na moją niekorzyść zarówno w pierwszym jak i drugim egzaminie wpływał silny katar, który znacznie przeszkadzał w moim wysławianu się. Normalnie mó oddech jest krótki, a podczas tej choroby był jeszcze krótszy. Niewazne prawda jest także, ze nie miałem odpowiedniego podręcznika do nauki. Posiadam Gieroskiego, którego wcześniej nawet chwaliłem. Ucząc się jednak do egzaminu i będąc zmuszony przeczytać go całego - a nawet II tomy - odpadłem. Pisana w latach '70 książka nie nadawała się takiego czytania.
Troszke czasu poświęciłem jednak na chociaż na próbę naki z niej, po czym odlożyłem. Na poprawce dwa pytania. 1 Ruch egzekucyjny 2 wojnt polsko-szwedzkie w xvii. Od razu się ucieszyłem, nie z powodu, że znałem odpowiedzi zarówno na jedno jak i drugie pytanie. Znałem ją - a przynajmniej tak mi sie zdawało - na jedno z nich. Na drugie coś tam wiedziałęm, jednakże zdecydowanie za mało. Nic dała 3.

Ja jestem niezadowolony, nie z powodu ocen, które wiadomo najlepsze nie są. Sa fatalne,ja nawet lubiłem tą epokę. Tym, że nawet będąc przeziębionym ucząć się ile byłem wtedy w stanie mogłem zdać...

Wracając do kwestii czytelni, pisałem w niej wiersze dedekyowane jakiejś ujrzanej tam dziewczynie. Przeważnie sporykałam się z pozytywną reakcją, numeru nie chciały mi co prawda podarować;p Raz jeden dziewczyna potraktowala to agresywnie, niesympatycznie.

A dziś napisalem dwwa - chyba dwa - wiersze dla Moniki. Dziwna znajomość zainicjowana przez naszą-klasę O_o. Napisała do mnie o jakiejść sprawie z uczelni, ona sama wybiera się dopiero na nią. - Tak niektórzy żyją w tej blogiej nieświadomości;p

i liryka

[1 marca 2009]
Pusta kartka, biała kartka,
lub popisana już nawet,
azylem moim się stawała,
miejscem, skrytą oazą,
bynajmniej nie więzieniem!
Choć byłem tam sam,
więźniem własnego umysłu byłem?
Nie - nie wiem zresztą,

tak,
powiem więcej: Polubiłem to więzienie,
do kary braku wolności przyzwyczaiłem się.
Zapragnąwszy jej - swobody życiowej,
umysłem ją tworzyłem...
I była piękna i idealna, przede wszystkim moja,

Wiele można odebrać człowiekowi, nawet życie.
Kiedy ono mu się odbierze - znika.
Pozostanie zapamiętanym, nieumarłym wspomnieniem?
Czy jego myślenie przetrwa?
Czy jakiekolwiek myślenie stworzył?
Czy zapisał je wystarczająco wyraźnie w umysłach innych?

Nie w głowach, to na kartkach może,
atramentem szafirowym, litery boskie pisać.
Spoglądać na nie, czytać je,
umarłego do życia powoływać,

Nie nadałem tytułów, ani temu, ani następnemu przeze mnie napisanemu. eh

[1 marca 2009]
Failed Painter o jutrze marzy,
nie pamięta wczoraj, nie zauważa dziś.
- Nie badam prehistorii.
Wczoraj?
- O dziś mówię,
kiedy żyjesz?
- Jutro się urodzę,
- jutro pożyję,
- jutro też umrę,
A wczoraj, co się wydarzyło?
- Nic, wczoraj nie istnieje,
- ludzie stworzyli to wspomnienie by móc zapominać,
Nie pamiętać o czym?
- O nieistnieniu, o nietrwaniu,
A świat cały?
- Jutro się urodzi

0 komentarze: