Pierwsze tygodnie semestru wolno się toczyły, ja miotałem się od uczelni po bibliotekę. W tym czasie czułem jeszcze potrzebę zgłębiania tej wiedzy, czułem jej celowość. Czasu paradoksalnie na większość rzeczy mi starczało, chociaż nie ukrywam, że przydałoby się go nieco więcej. Chociażby do przerobienia materiału troszkę przekraczającego studyjną normę. Ja nie jestem pasjonatem historii, jednakże lubię rozumieć czytane słowa. A istota historii opiera się o Znajomość Wydarzeń. Tuaj nie jest potrzebne twórcze myślenie czy analiza. Wkuć fakty! Wcale nie musisz ich rozumieć, a ja... chciałbym widzieć w tym wszystkim jakiś głębszy sens.
Dziś z tą nauką troszkę jest inaczej.
Drastyczne wydarzenia z mojego biogramu, uczyniły mnie człowiekiem wyrachowanym. Pod pewnym względem oczywiście, nie zapominajmy, że jestem też romantykiem. - Ciekawym typem, bo w Boga nie wierzę. A to on był podstawą prądów tej epoki. Emocje i uczucia płoną we mnie jasnym płomieniem, nie widzę żadnych potrzeb go gasić. Ale w myśleniu o emocjach i ontologii jestem bardzo ostrożny, i stąd wyrachowanie. Chociaż egzaltacja niewątpliwie moją cechą.
Często - o, jak często - prozaizmem naszych dni potrafię się zachwycać. Na moje nieszczęście w pochmurne dni, w których słońca nie uświadczysz trwam tylko! Nie ma żadnych powodów do afirmacji, do poszukiwania piękna. Słońce na szczęście czasem się pojawia - teraz wiosna już! Będzie go dużo ;d -wtedy głęboko wciągam powietrze. Nie są straszne mi żadne zadania, postanowienia łatwymi się wydają. [...]
Od połowy października mieszkałem z Marcinem, z mazur on pochodził. Tutaj matematykę miał studiować, to było założenie tylko. Do studiowania niezbędna jest marginalna chociaż obecność. Zanim się jednak wyprowadził, pewną radę mi udzielił. On podobnie jak ja zresztą był dysgrafikiem. - ja w dodatku rękę złamaną miałem ale nieważne - Oznajmił głośno "pióro i skończyły się moje problemy". Zbyt proste mi się to zdawało, ale może taka zmiana w istocie diametralną jest. Pamiętałem doskonale, tego argumentu nie wahałem się użyć. Piórem piszę się lepiej, jednak pisania tym narzędziem należy się uczyć. Odpowiedział, że naukę swoją sporadycznie prowadził, co nie przeszkodziło mu w pióra oswojeniu.
Dnia któregoś na uczelni, troszkę notowania było. Zapomniałem swój długopis, a od gimnazjum pisałem Parker Jotterem. Magiczny nawet troszkę był moment, od którego zacząłem swoją przygodę z tym długopisem. Pamiętam to była pierwsza, może druga klasa gimnazjum, właśnie trwa przerwa. A może to już początek lekcji był? Nie jestem tego pewny, czasem na przerwę zostawaliśmy w klasie, bądź do niej dopiero wchodziliśmy. Innym razem klasy pozostawały zamknięte, nas wypraszano na korytarz. Czy był to taki moment? A może było to zwyczajne czekanie na rozpoczęcie zajęć?
Pamiętam to wydarzyło się w klasie.
Czekając nagle zauważyłem błyszczący kawałek metalu, odważnie wyciągnąłem po niego rękę. Wtedy miałem pewność, znalazłem właśnie nowy długopis. A dawniej nie przywiązywałem większej wagi do narzędzi tego typu, pisałem różnymi długopisami z promocji itp. Zdziwiło mnie to odkrycie, Parker w tym czasie była to renomowana marka. - dziś stał się powszechny.
Postawiłem pierwsze na kartce znaki, tak! Pisało się doskonale, należy pamiętać, że różnica pomiędzy wkładami Parkera, a innych producentów jest mocno zauważalna. - Ceny układały się podobnie, trywialny długopis to koszt złotówki, czasem nawet mnieej. Wkład do Jottera kosztował ok 10. W gimnazjalnych czasach nie był to bagatelny wydatek. Teraz sądzę, że sam długopis całą swoją klasę zawdzięczał temu właśnie wkładowi.
Pisałem nieprzerwanie tym długopisem do II klasy liceum, niestety wtedy dziwnym trafem zaginął. Zapewne zdarzyło się to w podobnych okolicznościach jak jego szczęśliwe odkrycie. Jako osiemnastkwoy prezent - II klasa to 18 czas - dostałem następnego. I nim pisałem całą III klasę, w tym oczywiście maturę. Po wypadku nawet go w rzeczach odnalazłem, na krótko raczej, ponieważ ten długopis także pomimo krótkiego używania zgubiłem. Wybierając się na studia kupiłem kolejny, z tej samej linii długopis. Tym razem ze złotym akcentem.
Na studiach pierwszy rok przeszedłem pozbawiony jakichkolwiek wątpliwości odnośnie przyborów pisania. Pisałem fatalnie, na uwadze mam tutaj szybkość sporządzania notatek itp. Charakter mój pisma był przecież od dawna boski! Na drugim roku już będąc, raz zapomniałem tylko swojego długopisu. Pamiętając wtedy radę Marcina, z uczelni prosto skierowałem się do papierniczego.
Kupiłem w nim Parker Frontier, z upływu czasu wiem, że nie był to najlepszy wybór. Abstrahując od klasy samego pióra, zwykłem pisać mocno dociskając stalówkę do kartki. A moje pióro ma stalówkę bardzo wrażliwą. Notowałem tylko o odrobinę szybciej, Frontier w dodatku zostawia grubą po sobie linie. eh
W styczniu czy lutym tego roku studenckim zwyczajem odwiedzałem czytelnię. Odwiedziny były tak dla mnie pomyślne, iż pióro pozostawiłem na jednej z ławek. W pokoju oczywiście złość, ja przecież od pewnego czasu pisuje tylko piórami. Co zrobić? Na allegro.pl kupiłem jedno pióro, tym razem był to Waterman. Po chwili namysłu zakupiłem drugie, to jako prezent dla siostry jest przeznaczone. Do siostry powędruje, Waterman Allure. 
A ja wciąż ne miałem pióra, wtedy zakupiłem Waterman Hemisphere. Nie ukrywając urzekła mnie jego czerń, w opisie nazwana marsjańską. Nie bez przyczyny to ma kosmiczny wymiar. Pióro piękne jest, tak samo również się nim piszę. W przeciwieństwie do Parkera ma stalówkę twardą, nie jest to bez znaczenia przy moim stylu pisania. Długie lata pisałem długopisem, mocno dociskam stalówkę do kartki. Waterman to firma francuska, czuje się więc powagę pióra, jego patos. Nie bez znaczenia jest też sam rodzaj stalówki, typu F (wąska). Ah, pióro wywołuje na prawdę duże wrażenie, zarówno wyglądem jak i pismem.


niedziela, 22 marca 2009
Pisanie z duszą
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz