czwartek, 12 listopada 2009

Dziwny sen

0 komentarze

Całe życie właściwie jest dla mnie tylko krzywą historią, napisaną przez pijanego malarza. Nie oznacza to tym samym, żę je deprecjonuje, czy do nienależlnej mu roli sprowadzam. Jednak! Ono chwile tylko trwa, po cóż się nim tak emocjonować? każda mijająca chwila co prawda jest ważna, nie na tyle jednak by nieskończoną ilość razy ją przeżywać. Trzeba żyć nie pamiętając o wczoraj, jutrze, nie zauważając też dziś [...]

sobota, 5 września 2009

Potrzaskana swobody szklanka

0 komentarze

Całkiem dużo czasu zdawało by się teraz posiadam
w rzeczywistości niestety nawet jego cienia nie widzę
w domu jestem - i domowej atmosfery dowoli zażywam
skazany na nią jestem raczej, uciec przed nią nie mogę
bo dokąd była by to ucieczka? ważniejszym pytaniem jest:
z czym z(godził) bym się zerwać?
przywykłem już do swojej celi, utrata wolności nie jest już tak straszną karą
syndrom helsiński, jeśli pamięć mnie nie myli, się objawia
miłość i nienawiść oddzielone są cienką tylko linią
różnica pomiędzy nimi niewielka, szanować czy gardzić?
dokonywanie wyboru, jednego z dwóch możliwych
czy dostrzegasz cienką linię pomiędzy?
nić ta, całego mnie oplotła i wszelkie ruchy skrępowała
męczę się strasznie, pogrążony w nagoni krzyczę
jest to bez podnoszenia głosu i bez słów nawet krzyk
moje usta nawet zamknięte przeważnie bywają
jest to umysłu wołanie; to myśli moje z emfazą pobrzękują

środa, 2 września 2009

Brian Lunley - Bohater snów

0 komentarze

Zafascynował mnie tytuł leżącej na półce książki. W moich myślach pojawiły się dziesiątki pytań, o możliwą treść opowieści. Przecież już jedno tylko słowo zaczerpnięte z tytułu – sen – ogromne wzbudza we mnie zainteresowanie. A efekt ten był podkreślony jeszcze przez epitet bohater.

Szybko przeczytałem krótkie informacje na okładce książki, za niezwykle użyteczny uważam fakt umieszczania zdawkowych informacji odnośnie autora i samego dzieła na okładce. Zarysowują nam charakter dzieła, i czasem oszczędzają poświęconego na czytanie czasu.

Brian Lumley w powieści przestawia nam dwu wymiarowy świat, krainę, w której żyje bohater David Hero. - przyznam nieco bawiła mnie domena przyporządkowana głównej postaci, z jęz. Ang Hero – oznacza,postać, bohater. Jak gdyby zapomnieć mielibyśmy kto jest najważniejszy. David to pisarz mieszkaniec Szkocji, gdzie znajduje odpowiadający mu do życia i pracy klimat. Trudno jednak nie zauważyć, że rzeczywiste życie toczy się w jego głowie. A dokładniej rzecz ujmując, w marzeniach sennych, które ekspansywnie wpływają na jego dzienne życie. Czytając pierwsze strony powieści, zagłębiając się w świat jawy Davida miałem wrażenie bylejakości i na nadejście snu wyczekiwania. Jak gdyby ta sztuczna rzeczywistość znacznie ważniejszą się mieniła. Pewnego dnia zauważa ogłoszenie mówiące o spotkaniu z ekspertem w dziedzinie marzeń sennych. Panem Leonardem Dingle, osobą zamierzającą przeprowadzić wykład o istocie snu. David Hero oczywiście bierze w nim udział, padające z ust profesora znajome nazwy niemal go ogłuszają. Zdezorientowany David, pogrążony w apatii oczekuje końca wykładu, myśli jego zajmuje przyszła rozmowa z profesorem. Krótki dialog pomiędzy panami, wyjawienie wydalanych ze świadomości sennych obrazów, potwierdza ich wspólna tożsamość. Profesor i David znajdują, u siebie nawzajem, silne elementy, z którymi mogą się identyfikować. Najważniejsza jest jednak ich wspólna pochodząca ze świata iluzji tożsamość.

Kolejny rozdział, i jeszcze następne, przenosi nas w świat marzeń sennych. David w krainie tej jest wędrowcem – przyjmuje sztuczną profesję poszukiwacza przygód. W długiej wędrówce, szlakiem gęsto od przygód naznaczonym towarzyszy mu profesor. Jest to postać pozostająca w sennej krainie bez imienia. Jako typowi poszukiwacze przygód i mistrzowie miecza dostają oni zalecone zadanie do wykonania. Ich możnym zleceniodawcą jest niejaki Borak. Chojnie obsypujący ich już przy pierwszym spotkaniu pieniędzmi. Zadanie to wydaje się być tylko pretekstem do wyruszenia na wyprawę.

Książka ta nie sprostała moim oczekiwaniom, chciałem zostać wciągnięty w mistyczną krainę snu i zatopić się w jej toni. Nic podobnego się nie wydarzyło, po ciekawym początku jedynie szereg rozczarowań przeżyłem. Jestem bardzo wybrednym opowieści smakoszem, a książka ta, w żadnym wypadku swoim czarem mnie mnie uwiodła. Czegoś więcej pragnąłem, a na pewno dużo więcej od marnie zbeletryzowanej historii, która początkowo ciekawą się zdawała. Książkę czyta się wprawdzie szybko, lecz tylko z powdou jej niewielkiej objętości. Mnie ona nie urzekła, czytałem od czasu do czasu tylko. A w ten sposób dobrych książek się nie czyta. Pozstaje mi duży niedosyt

Krzysztof Kluza

0 komentarze

Pragnienia moje umarły, odeszły bezpowrotnie w niebyt. Prawie żadnej idei dziś nie odnajduje, myśl przewodnia jest tylko mrzonką. Pijanego marzyciela nocną marą.
Nieznane są moje dążenia, nieokreślone też pozostają obowiązki. Szkoda zachodu na jakiejkolwiek pracy wykonywanie, marnotrawstwem go marnować, jeśli tylko wszystko bezcelowym się mieni. Bez planu i bez ducha.

Nigdy solidnym nie byłem, obca jest mi sumienność i determinacja. Życia nie sposób jednak przemierzać w Bylejaki sposób. Z ciemną opaską przez nie kroczyć jest zgubnym przedsięwzięciem. Wykonując taki ślepy rajd niepełnosprawnym umysłowo i nieświadomym pozostanę. Nie mam najmniejszego zamiaru w kukiełkowym teatrze grać! Ja sam o własnym losie decydował będę. Niestetyż dziś on w nieznanych barwach się mieni.

Z ręki lewej do prawej życia pył przesypuje, bezwiednie on opada... Śladu żadnego po sobie nie pozostawiając, bezgłośny jest i... Prawie niewidzialny. - istnieje jednak, przynajmniej tak mi się wydaję. Nie chcę uwierzyć w życie iluzją pozostające.

Pragnień, smutków i życia celowości nie wiem już gdzie poszukiwać powinienem. Gdziekolwiek mój wzrok nie powędruje, niczego nie dostrzeże niestety. Smutki w chandrach wyrażone same mnie wprawdzie znajdują, jednak kiedy już to zrobią... Ze smutkiem czystym niewiele mają wspólnego. Beznadzieją i rozpaczą raczej je wtedy nazywam.

Niemówienie i ekspresji jakiejkolwiek drogi brak koszmarem jest dla mnie strasznym, teraz jednak rozumiany raczej jestem. - Lecz drogi myśli wyrażenia są skutecznie zamykane. Niewidzialnymi łańcuchami ich wrota są wiązane, często zauważyć ich nie jestem w stanie. Dostrzegam tylko niemożliwość myśli wyrażenia. I w cierpieniu się pogrążam. Dziwny jest to stan, bowiem na niebie nade mną fajerwerki piękne często dostrzegam. Ich ciepło jednak daleko od mojej skóry pada. Zmysłami. widzę je i słyszę, poza czuciem niestety.

Jutro do Krakowa się wybieram, spotkanie mam tam z foniatrą. Od mowy ludzkiej specjalistą, wyszczególniona specjalizacja laryngologa. Ciekawy jestem bardzo w jaki sposób mnie zdiagnozuje. Mam także parę pytań, które chciałbym mu zdać. O aparat ortodontyczny i o naukę języków obcych. Ah, ciekawy jestem.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Kolor zapomnienia

0 komentarze

Często oglądając filmy pojawiają się fakty i pytania, na które nie znam odpowiedzi. A nieukrywając znać ją przecież powinienem. Przed chwilką obejrzałem zaledwie parę pierwszych scen z filmu Królestwo Niebieskie. Pojawiły się wątki wypraw krzyżowych i sytuacji w xii Francji. I ja jej niestety nie znam. Chociaż zdawałoby się, żę powinienem. Nieistotne, iż jest to tylko teoria nie zgodna z ideę kształcenia się na tych nowych bolońskich studiach. Suche fakty znać raczej powinienem, tylko... Nie pamiętam.

Trzy lata studiów, na których uczyć się musisz jak najbardziej ogólnie. Później dopiero wybierasz interesującą cię epokę. Ja tego nie rozumiałem - ciekawe czy teraz się zmieniło?. Postanowiłem w tym nadchodzącym roku akademickim czytać z historii tylko podręcznik. Z filozofii, którą rozpocznę nieco inaczej będę postępował. Uczył się będę tylko tego co jest mi do szczęścia potrzebne;p Czyli ustalam sobie temat transcendentalizm - i wwszystko temu toposowi będzie podporządkowane...

wtorek, 25 sierpnia 2009

Dylematów czas

0 komentarze

Żyłem swobodnie, z podniesioną głową przez życie spacerowałem. Zadarte moje oblicze i wzrok zagubiony gdzieś w dali był tylko złudzeniem. - stworzonym przeze mnie na własna pożywkę. Przyznam; rzucałem silny czar, zaklęcie, któremu sam ulegałem - Nie było tto dla mnie korzystne, podkreślało jedynie moją altrustyczną postawę. Postawę tak bardzo naszym czasom nie współczesną. - to były nie ważne! Głośno krzyczałem, że nie chcę utraty ziarenka jednego swojej tożsamosci. - Nieświadomie stymulując zadania przeciwko swojej osobie...

NIe
Uwierzyć nie chcę w tak silnie egoistyczny świat! Obca jest mi kraina, w której każdy człowiek to osobna wyspa.

Zdjąć z nosa i dalko przed siebie wyrzucić czarne okulary! Stygmatów słepca czas już się pozbyć! Szacunek; estyma i godność dla swojej osoby bynajmniej nie ma na celu zadawanie ran innym. - co więcej - Znanie wartości swojej osoby pozwala precyzyjnie postrzegać otoczenie.

Nie
Ja wcale nie chcę uważać, że wszyscy inni osiągają poziom społeczny, intelektualny... znacznie wyższy od mojego. Nie chcę już porażony ich patosem obawiać się odezwać!
NIeodpowiednie słowa? Wypowiedziane w złym czasie? Częstsze, nieczytelne?
Nie! Nadchodzi czas zmian

Codzienne chandry doprowadziły moją psychikę do skraju wytrzymałości. Daleki jestem od przesady, uwierzcie mi, ile razy na nowo można się uczyć 1,3,3, a i b? Znoszę - jakoś? - ten powtarzający się w nieskończoność beznadziejny cykl. Czasem mam nadzieję końca, nastania długo oczekiwanej mety. Koniec jednak wcale nie nadchodzi, widzę jedynie skończoności miraż. I wszystko od nowa...

Zmęczony jestem nieustanną powtarzalnością tych beznadziejnych wydarzeń. Przełamać pragnę złoty krąg, w którym jestem uwięziony. Cykliczność występowania moich chandr, czy po prostu wahań nastrojów jest przerażająca. Ja nie chcę żyć w tak zaplanowanych świecie! Wymiarze nie znającym sztuki improwizacji, i pozorów sztuki. Nie odpowiadają mi barwy kontrastu jako jedyna możliwość. - dlaczego po chwilach triumfu nastąpić musi bolesny upadek?

W stosunku do swojej osoby używam ładnych słów na określenie kuriozalnej przypadłości, preferuje być nazywanym chimerycznym, aniżeli zwyczajnym leniem. Być może wykonuje powierzone mi działania, lecz na pewno nie w sposób odpowiadający moim ambicją. - w przypadku nauki na uczelni, wcale a wcale nie wykonuje powierzonej mi pracy... Czy nie jestem w stanie jej podołać intelektualnie? Problemem jest w tym przypadku moja determinacja i zaangażowanie. - z drugiej strony - rozpoznaje w sobie często konflikt wartości. NIe mam już ocoty zmuszać się do wykonywania pracy, która nie sprawia mi żadnej przyjemności - i która bezsensowną się wydaje. A przecież w tej samej chwili na świat idealistycznie spoglądam. - poznać i zrozumieć świat można jedynie przez dogłębną o nim wiedzę.- Wiem to doskonale, jednakże w chwilach przebijania się przez kolejne literackie, i naukowe gnioty nie jest to takie oczywiste.

O mojej postawie miało być słów parę, a raczej transformacji. W największym skrócie, krystalizując swoje myśli... Zaczynam być bardziej krytyczny w stosunku do otoczenia, wcześniej podobne zachowania mi się nie zdarzały. Nieustannie cudze pomyłki, nonszalancje w zachowaniu czy emocjach przypisywałem swojej osobie. Iż niejako ja to spowodowałem. Zmian nadszedł czas:)

Z większą świadomością swoich walorów przez życie wchodzę, egoistycznej postawy mi brak. - niestety to błąd. Siebie samego należy cenić najbardziej! Patrzeć na ludzi z takim samym szacunkiem jak wcześniej, jednak teraz kalkulować co oni wszyscy do mojego życia mogą wnieść...

Edit: 18pm

Najgorsza dla mnie jednak jest niewiedza, wrogiem jest przeze mnie znienawidzonym. Bardzo trudnym przeciwnikiem, bo nieznanym w zupełności. Moja opieszałość często na nią wpływa; intymni słowy; nie jestem wystarczająco zdeterminowany by ją zwalczyć.
A zrobić to zwyczajnie muszę! Teraz już obijam się tylko bez wytchnienia i spokoju. Dusza moja skazana na banicję wcześniej już została, teraz w dodatku czuje się oszukiwanym. Dom - przystań - spokojna cela, której tak bardzo oczekuje zdaje się być na wyciągniecie ręki. Jednocześnie pozostając gdzieś tam daleko. Trwając w tym złudnym wymiarze tracę w smutne dni wypracowane radości moje. - bo ja nie wiem co chciałbym robić, nie znam swojej przyszłości... Nie mam sprecyzowanych odnośnie niej ideałów i oczekiwań. Potrafiłem tylko powiedzieć o zdarzeniu, że sprawia mi przyjemność bądź nie. Granica tych stanów jest bardzo cienka, niestety w moim życiu brak tak skrajnych emocji. Dominuje - i to zdecydowanie - pośredniość.
Nie znam swoich emocji, nie rozpoznaje siebie, błędnie oceniam otoczenie.

I cóż robić? Jaką sztukę uprawiać? Myślałem nieśmiało swojego czasu o pisaniu, absolutnie nie z powodów moich osiągnięć w tej dziedzinie. Ja lubię pisać, i nic już więcej... Ale nawet jeśli przyjąć tą czynność za pomocną w procesje mojej samorealizacji. W jaki sposób wyjaśnić Łatwość z jaką przychodzi mi rzucenie wszystkiego - cieszenia się przyjemnościami - i spadanie do trwania? Nic nie robić nie lubię, być może jest to zmamiono mojego wieku lub bardziej personalny atrybut. Największe wtedy przezywam męki,nudzę się strasznie. Bezzadaniowość powoduje smutek i uczucie niespełnienia. Pominę tutaj liczne chandry w tym czasie mnie nękające; głupia chandra czy może psychiczne zaburzenie?

Usłyszałem niedawno, a może przeczytałem w którymś artykule, to zdaje się bardziej prawdopodobne. Smutek popycha człowieka do pióra, teza z która całkowicie się zgadzam. Przecież w radosnych chwilach pisać nie mogę... Parodos zdawałoby się, bo cóż mi przeszkadza? Problem w tym, że nic i ja mogę wyrazić swoje uczucia werbalnie. Uczynię to lepiej lub gorzej, nie zmienia to faktu, iż jest to zadanie wykonalne.

Teraz trwam w dziwnym półśnie. jednocześnie jestem szczęśliwy jak i skazanym na życie w wiecznym smutku się czuję. Więźniem, który nie ma najmniejszego już prawa do dłuższego szczęścia przeżywania. Chwilowe wzloty, a i owszem! Przypięta musi być jednak do nich łatka eteryczności i iluzji. Ja jestem tych faktów boląco świadomy, tak bardzo, że przeżywać całym sercem już nie potrafię. Z drugiej strony, zaprzeczyć nie mogę, że w niektórych zdarzeń przypadkach gotów jestem poświęcić całą swoją istotę by uczestniczyć tylko w bogów poranku.

piątek, 26 czerwca 2009

Życiorys

0 komentarze

Jednym z wymagań PAT było złożenie własnego życiorysu, nigdy nie słyszałem nawet o podobnych żądaniach. Napisanie życiorysu nie wydawało mi się jednak problemem. Długo do pisałem, nie byłem pewny jak wiele informacji w nim zawrzeć. Zdecydowałem się ostatecznie na pobieżne wspomnienie. Zainteresowanym przecież mogę przedstawić pobieżne dane.
Poniżej go wkleję:

Piątek 26 czerwca 2009,
Ciągowice 42-450
ul. Zwycięstwa 48
Tel. 502 398 430

Życiorys

Urodziłem się 8 lipca 1987 roku, na świat przyszedłem w Szpitalu Miejskim w Zawierciu. Jestem młodszym z dwójki rodzeństwa, posiadam starszą siostrę Kasię. Moimi rodzicami są: Grażyna i Wiesław, obydwoje zaliczyłbym do klasy średniej. Jeśli taka klasyfikacja sens jeszcze posiada. Mój tata obecnie jest kierowcą, jednakże należy nadmienić, że przed długi czas prowadził własną działalność gospodarczą. Mama jest pielęgniarką we wspomnianym już Miejskim Szpitalu Powiatowy w Zawierciu.
Edukacje rozpocząłem w roku 1994, z tym to rokiem startowała ośmioletnia Szkoła Podstawowa w Ciągowicach. W wyniku reformy z 1997 osiem lat zamieniono na sześć. Następnym moim krokiem było I Gimnazjum im. St. Konarskiego. Eksperymentalną tą jeszcze szkołę ukończyłem w roku 2003. - jako drugi rocznik reformy - Nadeszła pora na I Liceum Ogólnokształcące im. St. Żeromskiego. Dokonania w pełni świadomego wyboru szkoły średniej umożliwił mi dobry wynik testu gimnazjalnego. Celem liceum ogólnokształcącego jest wykształcenie absolwenta gotowego do kontynuowania dalszych edukacji na studiach wyższych. Bowiem ukończenie ogólnego liceum nie predestynuje do wykonywania żadnego zawodu. Należy świadomie i niezwykle ostrożnie wybierać tą drogę. Dyplom ukończenia liceum otrzymałem w roku 2006, i w tym także roku zdawałem nowy egzamin maturalny. Wybrałem w nim Historię i WOS jako przedmiot dodatkowy, głównie ze względu na możliwość interpretacji, którą zdawały mi się te przedmioty oferować. Z czasem przekonałem się, iż popełniłem błąd. Żywię jednak nadzieję, iż uda mi się go naprawić. Czyli: Studia filozoficzne były by zgodne z moimi ideami i ambicjami. Miastem, które obrałem do studiowania celu był / i wciąż jest Kraków. Uznałem, że to miasto jest w stanie dostarczyć mi najwięcej możliwości rozwoju osobowości. W 2006 roku dostałem się na Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie. Uniwersytecki stopień obowiązuje od 2008 roku.
Niestety nie postudiowałem długo, 10 października 2006 uległem ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Długotrwały proces rekonwalescencji zakończył się z kwietniem 2007 roku.
Decyzją dziekana z 1 lutego 2007 został mi przyznany urlop z przyczyn zdrowotnych. Który trwał od 1 października 2006 do 30 września 2007. Decyzja ta umożliwiła mi kontynuowanie gwałtownie przerwanych studiów, tylko nieco już innych. Ponownie studiowanie rozpoczynając w 2007 roku, na uczelniach wyższych obowiązywał już system boloński. Wprowadzono dwu stopniowość, która przyznam nie odpowiada mi zupełnie. Wyłamać się pragnę z trudnej alternatywy; pobieżne studiowanie – minuty każdej jednej wykorzystywanie.
Począwszy od pierwszego roku nauki angielskiego w szkole podstawowej, tj od 1997 roku uczęszczałem na dodatkowe z tego języka zajęcia. Przerwała je matura, i późniejszy wypadek. Na maturze zdawałem język angielski rozszerzony, podobnie zresztą jak Historię i WOS. W roku 2008 brałem udział w kursie konwersacyjnym w krakowskiej szkole Inter Lang & Text. Moja znajomość języka angielskiego pozwala mi myśleć o przystępowaniu w najbliższym czasie do egzaminu: Certificate in Advanced English.
Trudno jest mi wyrazić słowami jaką estymą darzę filozofię, sztukę umożliwiającą wnikliwą analizę zjawiska. Tylko ona umożliwi mi lepsze poznanie otaczającego mnie świata. - i wcale też nie ukrywam swoich osobistych nadziei z nią związanych. Śmiem oczekiwać, ze filozoficzne studia wykształcą we mnie krytyczną postawę. Analizowanie i stawianie tez, które łatwo w pisaniu wykorzystam. Otóż moim zamiarem jest świadome słów stawianie, znanie wartości słów
– i obrazów za nimi się kryjących. Dokonać tego nie jestem w stanie bez znajomości Sartre i Kanta.


edit: Widzę, że formatowanie w zupełności padło - no trudno...

poniedziałek, 22 czerwca 2009

0 komentarze

Pani Małgosia, prowadzący moją terapię logopeda istotną radę mi dała. Nie będę wcześniej kłamał nawet, że jej nie znałem. Z realizacją jednak wciąż czekam, sam już na co nie wiem.
Jako logopeda jest specjalistą od mowy, i do terapii celów powinem ją wykorzystwać jedynie. - a tak nie jest!
Na codzień pracuje nad fonacją właściwą, nie obce jej są z mówieniem związane problemy. To wszystko sprawia, że rozumie mnie doskonale! - zaznaczam, rozumienie nie jest wcale podyktowane przez moją przerzystą mowę. - nie - Ona zwyczajnie wiedzę posiada, w jakim kierunku moje krzywę dźwięki pujść mogą.

Właśnie z tych powodów bardzo lubię z nią rozmawiać, czy raczej niepokojące mnie zdarzenia z umysłu wyrzucać. - pełnowartościowym jest mi więc spowiednikiem. Jednakże; to nie jest tak, ze w celu myśli wylania tam chodzę. - nie jest tak, przynajmniej nie w przeważającej mierze. O mowy przecież chodzi terapię - Materiał zbieram starannie, uważnie jej artykulacyjnych rad słuchając. Teraz na moje nieszczęście, nie mam myśli wolnej bym rehabiltacji mowy mógł ją poswięcić. Tym bardziej, że ostatnio nawet sesję przed sobą ujrzałem. - nawet w jej trakcie jestem;p - Sytuacja ta zasadniczo nic nie zmienia w moich funkcjonowaniu ale problemem nie jest czas, jakkolwiek rozumiany. Muszę się czymś innym zająć, chociaż z drugiej strony... Odczułem nagłą potrzebę rozważenia swoich priorytetów. - i już wiem co zaraz uczynię! Za chwilke.

W pewneym stopniu zarzucam sobie, że moim terapeutycznym spotkaniom towarzyski chcę nadać. - może nie w zupełności. Nie! Ja już wiem, jestem przecież osobą towarzyską.
Chłopakiem rozmowę tak bardzo lubiącym, i podążając za charakterem swoim dyskursu charakter leczeniu chcę nadać.

...

niedziela, 21 czerwca 2009

Klepsydry odbicie

0 komentarze

[22 czerwiec 2009]

Złamane dźwięki
samotny żywot pędzą.
Słów malować
nie potrafią.

Bolą mnie
Wasze krzywe twarze!
Rozumienia braku
ponoszę klęskę.

Niewiele brakuje,
motyla skrzydeł cyklu.
Niemej emfazy
życia i gestu.

Oczy otwieram
czarne usuwając kurtyny.
Czucia dotykam
i duszę uwalniam.

Umysł oczyszczam.
Dantejskie burzę piekło,
(prze)mijanie doganiam
i zatrzymuje.

Wersja ostateczna, albo tak mi się zdaje przynajmniej. Eh, ostatnią strofę poprawić można

0 komentarze

Z tym wierszem dziwnie jest, nie potrafiłem o nim zapomnieć. - I jednocześnie nie byłem w stanie doszlifować go. Pisałem dziś przerobioną wersję, jednak zasadniczych różnić chyba nie ma. Rymów dodać mi się nie udało raczej. - wiem nie jest to łatwe zadanie z już zamkniętym tekstem jednak próbowałem. Zmiany niewielkie i powstał taki tekst:

21 czerwiec 2009
Złamane dźwięki
żywot pędza samotny.
Bez tworzenia
słów możliwości.

Bolą mnie
Wasze, wykrzywione twarze.
Rozumienia braku
klęskę ponoszę.

Niewiele brakuje,
motyla skrzydeł cyklu.
Niemej emfazy
życia gestu.

Otwieram oczy
czarne usuwając kurtyny.
Czucia dotykam
i myśl gonię.

Serce uwalniam.
Dantejskie burzę piekło,
mijanie doganiam.
Przez łzy się Śmieje

I najlepsze jest to, że pewnie nie jest to koniec prób...

sobota, 20 czerwca 2009

Last Poem

0 komentarze

Dziś parę godzin pracowałem nad poprzednim wierszem. Na nowo tekst napisałem. - pewnie i tak lepiej mógłbym ale;p powstała liryka całkiem mi się podoba. Problem mam ten podobnej natury jak zawse, jaki tytuł mu nadać? Chandr gezeza i remedium. Chandra - antidotum..? Ten ostatni podoba mi się

Chandra - Antidotum

Dźwięki złamane
samotny pędzą żywot.
Nie potrafią:
Słów tworzyć.

Bolą mnie
Wasze, wykrzywione twarze.
Braku rozumienia
ponoszę klęskę.

Niewiele brakuje
motyla skrzydeł uderzenia.
Niewidzialnego i niesłyszalnego
życia gestu!

Oczy otworzyć
czarne usunąć kurtyny.
Czucia dotknąć.
Myśl pochwycić!

Serce uwolnić
dantejskie zburzyć piekło.
Mijanie pochwycić
śmiechem wybuchnąć!

Patrzę na ten wiersz i nie wierzę, że to ja go napisałem! Zwłaszcza ostatnia strofa taka jest ode mnie inna. A tutaj no proszę:) Super!

czwartek, 18 czerwca 2009

Cisza Bolesna

0 komentarze

Słowa moje.
Wasze,
wykrzywione twarze.
Usta otwieram;
konsernacja nastaje!
Słowa rzeknę,
ich treści...
Nikt nie zroumie.
Milczenie pozotaje
i pozorów sztuka.
Niewidzialne gesty
z serca zrodzone.
Jednak...
Bez szans,
na ekspiacje.

Od długiego już czasu nie zapisałem żadnego wiersza, czy prozaicznej formy. Niespełniony się czułem, problemy wokół mnie narastały. - i wciąż to robią. A ja znajduje na taniec czas znajduje!

Kartki zapisane cz. 2

0 komentarze


niedziela, 14 czerwca 2009

Na kartce pisane

0 komentarze

Przeprowadzę pewien eksperyment, dla siebie samego oczywiście. Jeśli widok tego posta nie będzie zbyt żenujący. Wkleję pewnie następne.

W kolejności od dołu.




piątek, 17 kwietnia 2009

Grzegrzółka

0 komentarze

Idźcie wy, wy wstrętne frutracje! Na oczy was już widzieć nie chcę! Przepędzić ostatecznie chciałbym te uczucia protekcjonalizmu. - Który okazywany złej osobie, prowadzi tylko do detrukcji zdrowia psychicznego. Odróżniam się od otoczenia, zarówno pod względami technicznymi jak i ideowymi. Moja wizja świata jest diametralnie odmienna od otaczających mnie osób. Na próżno szukać śladów zaczepienia i identyfikacji. Ostracyzm z czasem przerodił się w alienacje.
To z pewnością jest tylko część prawdy; kuriozalnie mówiąc byłem zmuszony do podjęcia wszelkich starań by przyzwyczaić się do uczucia wyobcowania.

Częściowo to mi się powiodło; kłamstwo ale to nic. Ujmę to inaczej, całkowicie poprawnie znoszę trwanie w tym świecie. - ale - Nie znacy to, że wolno mi zaniechać działań mających na celu oswobodzenie się z niego.

Decyzje o przełamaniu moich barier podjąłem już w październiku ubiegłego roku. Wtedy to poraz pierwszy pojechałem do Wojewódzkiego Szpitala w Krakowie im. Rydygiera. Wcześniej dzowniłem do krakowskiej informacji medycznej pytając o neurologopedów. Pani odpowiedziała mi podając kompletnie inne lokalizacje. Jednakże postanowiłem sam to sprawdzić, wybrałem moloch im Rydygiera. Pani wprawdzie nie była neurologopedą ale miała pecjalizację afazjolog. Czyli pokrewną mojemu urazowi, a nawet jeśli wierzyć mojej karcie chorobowej, z nim tożsamą. Ustaliłem wizytę mającą się odbyć za tydzień lub dwa...
Dziś jest piątek 17 kwietnia 2009, ani jedna wizyta nie doszła do skutku. Można by się nawet z tej sytuacji śmiać, przy zachowaniu całkowitej ignorancji... Na prawdę zalezało mi na tej terapii. Nie dawniej niz mieiąc temu, gdy ponownie dzoniłem do Pani Marioli - logopedy ze Szpitala im Rydygiera, oznajmiła mi, że moje skierowanie jest złe. Poprosiła o wrobienie następnego, najlepiej pochodzącego od lekarza z krakowa.

Kiedy słuchałem słów o błędnym skierowaniu uśmiech cisnął mi się na twarz, ale zmilczałem.
Prosząc o wystawienie skierowania lekarza z przychodni, tuż obok akademika mojego. Rzuciłem Pani dr pytanie jak długo ważne jest skierowanie
W odpowiedzi usłyszałem, trzy miesiące. To upewniło mnie całkowicie, ktoś zwyczajnie mnie ignorował. Ja przyznam nie przepadam za takimi gierkami.

Pamiętam doznałem wtedy olśnienia! Chcesz się leczyć, zależy Ci na tym? Tylko prywatnie!
Pamiętałem, że ilekroć szukałem logopedów zawsze kierowało mnie na stronę prywatnego gabinetu Grzegrzółka, prowadzonego przez Panią Małgorzatę Świstowską. Znalazłem parę niezbędnych informacji, przede wszystkim cena. W zależności od trwania sesji, 40min - 40z, 60min - 60z. Zatem ceny nie były bynajmniej wygórowane.

Przed świętami poszedłem tam pierwszy raz, chciałem ustalić wizytę i dowiedzieć się czegoś o samym miejscu. - I zaskoczenie! - Terapeutką jest młoda, atrakcyjna kobieta! bliss xD
Nie wiedzieć czemu jest to dodatkowy czynnik motywujący, praca nie jest już takim nudnym obowiązkiem kiedy jest zlecana przez ciekawą kobietę. Opowiedziałem jej skrótowo swoją historię, ze sobą miałem też dwie karty wypisowe ze szpitali. - fajnie - Ustaliliśmy następną wizytę i poprosiła o dodatkowe informacje. (wyniki badań) Część z nich przyniosłem jej dziś, opisy tomografii głowy z trzech różnych badań. Podałem jej też płytkę ze sfilmowanymi moimi strunami głosowymi.
Ostatnim razem prosiła o aktualne badanie Tk głowy, tylko po co je robić? Skoro w sierpniu zapisany jestem na rezonans. On w porównaniu do tomografii jest znacznie mniej szkodliwy dla zdrowia. (promieniowanie)

Pani Małgorzata przestudiowała dokładnie dostarczone przeze mnie opisy, wątpiąc w ich treść. Mianowicie wykluczała afazje, przynajmniej w późniejszym okresie. Zadała mi też wiele pytań. Np. Czy miałem problemy z semantyką słów? Używałem niewłaściwych słów do opisów zdarzeń. Interesowało ją czy zdarzało mi się zapomnieć (nagle) słowa opisującego daną czynność. Pytała na czym dokładnie polega mój problem, nieczytelność języka. A może używanie niewłaściwych słów. Po krótkim wywiadzie - jaki on tam krótki? Trwał niemal godzinę - poprosiła mnie o przeczytane krótkiego tekstu. Domyślam się, że był on specjalnie skonstruowany by wyłapywać wszystkie niedociągnięcia językowe. Później nazywanie obrazków, podobnie były one dobrane wd pewnych standardów. Zbitki różnych głosek.
- ona słuchała wymowy, później tylko skomentowała.

Na zakończenie tej części była historyjka, dostałem kartkę z naniesionymi nań obrazkami. MOim zadaniem było ułożenie historii. - oczywiście bez problemów;p
Z jednym Małym, przeszkadzał mi język... Niemożliwość wypowiedzenia swoich myśli. A przynajmniej nie w pełnym ich obrazie.

Narzekałem wielokrotnie, że przez moje zdolności do artykulacji zmuszony jestem do trywializaji mowy. Pani Małgorzata wydała diagnozę, sądzę, że poprawną. Zwłaszcza po tym jak naszkicowała mi to schorzenie. Dyzartria

1 wiesz co chcesz powiedzieć, próbujesz to przekazać. Błędna artykulacja temu przeszkadza
2 z powodów braków komunkacji z otoczeniem osoby dotknięte tą przypadłością skazane często są na alienacje. Klasyfikowane również jako intelektualnie gorsze

3 otoczeni dostrzega dużą męczliwość organizmu podczas mówienia. Sam nigdy nic nie czuje, dziwią później te empatyczne i protekcjpnalne miny. Nie znoszę takiej błędnej klasyfikacji. Nie chce czuć się umysłowo gorszym!!

Do domu dostałem kartkę z ćwiczeniami. Przyda się na pewno. Pani Małgorzata zwróciła mi również uwagę na oddech. Niby żadna nowość, wielokrotnie mówiła o nim Pani Magda. Nie wiem czy moja percepcja wtedy zaniemogła, może jakiś inny przypadek... Nowością było dla mnie to, że podczas mówienia powietrze nabieramy u ustami. Nie Nosem! Ah, to są podstawy, tylko ja tych pods

sobota, 4 kwietnia 2009

Strach

0 komentarze

Naturalna emocja, jej celem jest ochrona. Wzbudzenie awersji przed czekającymi na nas zagrozeniami. Strach to niewątpliwie wielopoziomowe uczucie, od trywialnej reakcji na zagrożenie, - po transendentalne lęki. Obawiać się oznacza reagowac, znaczy czuć.

W moim przypadku - sprzeciwiam się zerwania więzi z poprzednim życiem, które często z rozżewnieniem wspominam. Moje wspomnienia zawsze są idealnie kolorowe, nie widzę potrzeby zapamiętywania złych emocji. Wyrzucam je daleko poza moją osobę, czasem wracają... Nie znoszę tych nieproszonych gości, kiedy tylko zauważe taką wizytę. - Zakończyć ją pragnę, emocje palą się we mnie żywe. Jasnym plominniem. Nie chcę negatywnych rzeczy pamiętać! To nie prawda, że przez taką selekcję tracę cząstkę swojej tożsamości. Bawię się tylko zdarzeniami, poszukuje tych najjaskrawszych. Pozostałe skazuje na zapomnienie, w samotności umieranie. - Nie pamiętać.

Do swojego nowego wizerunku, image ciała i duszy przyzwyczajam się bardzo opornie. Niezwykle trudne dla mnie jest odrzucenie dawnych idealistycznych obrazów. Ja... Nie tylko ich nie odrzucam, nowym drogę blokuje. Stać się nowym człowiekiem - już! - powinienem. Dlaczego to jednak takie jest trudne? Zresztą jak większość zdarzeń w moim aktualnym życiu
- paradoksalnie, nie jestem w stanie doceniać już prostoty i łatwości. Udawaną i niewartościową mi się mieni.

Problem mój tkwi w mojej własnej tożsamości; próżno bez jej jasnego określenia znaleźć determinacje niezbędną ku realizacji celu. - Dlatego też, często mam problem ze zrobieniem czegokolwiek. Brzmi jak paradoks, zwłaszcza zerkając na moją listę tekturek. A prawda jest taka, ze to moja ambicja dyktuje ich wypożyczenie. W większości męczę się z ich przestudiowaniem. Problem nie jest sama ta czynność, przeczytać je to raczej nie problem. - On zagrzebany jest głęboko w ideach, myślach moich. - Brzmi on: Po co wykonywać tą pracę? I najważniejsze: Dla Kogo?

Odpowiedź na to pytanie pogrzebana jest tylko i wyłącznie w mojej osobie. Niestety w niej uwięzione są dwie natury, i muszę wreszcie jedną z nich pożegnać! - Brzmi jak schizofrenia ale nią nie jest. Nie posiadam żadnej psychicznej dolegliwości, nie muszę takiej mieć!
Moja psyche dostarcza mi sama arcyciekawych wydarzeń. Niedawno w mailu postawiłem pytanie,
a właściwie było to życzenie skończenia z tą ambiwalencją!

- Wielokrotnie to już przechodziłem. I problemem też jest to, iż ja nie zupełnie wiem jaki wizerunek odpowiada mi bardziej.

Starego towarzyskiego Krzyśka czy teraźniejszy Krzysiek artysta. Dwie postawy zawierające w sobie liczne wady, te dzisiejsze znacznie przeszkadzają w komunikacji interpersonalnej... Najgorsze, że to są diametralnie różne systemy wartości.
A ja nie potrafię z przeszłością zerwać, tyle wiąże z nią przyjaznych mi emocji... Jeśli chciałbym zostać nowym człowiekiem, zapomnieć na zawsze o przeszłości...
Tylko tego uczynić nie potrafię, przynajmniej nie dzisiaj. Nieustannie uczę się tego dokonać...


blah,

Dlaczego nie podążam za moją autorską czasu filozofią? Króciutkimi treściowymi zdaniami!

Wczoraj nie istnieje.
Dziś ulotną jest chwilą.
Jutro, jutro się urodzę.

To stanowiło by zbyt proste moich problemów rozwiązanie, tak przecież być nie może!
- A dlaczego nie?

czwartek, 2 kwietnia 2009

Shyness

0 komentarze

W tej chwili nuty piosenki Sonata Arctica - Shy płyną do mnie z głośników. Wydawałoby się, tytuł nie odpowiada zupełnie mojej osobie. - Nieprawda - jest nawet więcej, niż prawdziwy. Ja jestem nieśmiały, z pewnym zastrzeżeniem. Moja nieśmiałość dotyczy wyłącznie relacji z kobietami, relaci, które wykraczają poza stopę koleżeńską. Czuje się bardzo często jak to opisano w piosence. Przyjmuje postawę widza siedzącego w teatrze pełnych dziwów. Przesiaduje, zajmuje miejsce i patrze... Czasem bije brawo, lub udzielę krótkiego komentarzu. Zdarzają się też krótkie okrzyki... Nic więcej. I więcej też niczego nie oczekuje, przecież to sztuka!
Tu się tylko ogląda, nie odgrywa się w niej czynnego udziału.

Życie to teatr interaktywny, od ciebie tylko zależy jaką sztukę ujrzysz na jego scenie. Wyborów czasami dokować należy z niczego... Nie wydarza się nic, o czym w takim razie pisać?
Jaką sztuke namalować? Dlaczego nic się nie wydarza?

I Can see how you are beautifull, can you feel my eyes on you,
"I'm shy and turn my head away
Working late in diner Citylite, I see that you get home alright
Make sure that you can't see me, hoping you will see me"


Jak mogę być tak sprzeczny; ja ta sama osoba, która chwili nie zwleka z udzieleniem swojej wypowiedzi na różny temat. czasami uczynię chwilę zwłoki, lub zaniecham wypowiadania słów definitywnie. Kiedy nie stanowczo za mało.

Sometimes I'm Wondering why you look me and you blink your eye
Cały czas się zastanawiam, tylko w moim przypadku myślenie zwrócone jest w inną stronę.
- dlaczego ona nie... - Gubię się niestety w tym myśleniu, nadinterpretacja stała się moją domeną. Pragnienie ujrzenia słońca w niebycie... Na siłę często przypisuje zachowania i reakcję, myląc się przy tym bardzo. Obawiam się tego, że czegoś mogłem niezauważyć. Źle zinterpretować wydarzenie. Poszukiwania winy zaczynam i kończę na sobie.


Talk to me, show some pity
You touch me in many, many ways
But I'm shy can't you see


Paradoks to straszny, w pragnieniach i poszukiwaniach emfazy często nie dostrzegam realnych gestów. Oczekuje ich i pożądam, a jednocześnie ślepym na nie jestem. Oczekiwania jednorożców moje dni wypełniły, do tego stopnia, iż z rzeczywistością się mijam. - smutne - W marzeniu zatopiony jestem zapominając o realnym świecie. Jaki on realny skoro ja do niego wstępu nie mam.

I write on paper & erased away

Ja lubiłem pisać, a następnie pokazywać dziewczynom swoje słowa. Problem zaczynał się dopiero potem, bo jakiego typu reakcji oczekiwałem? Czy spodziewałem się jakiejkolwiek?
Nie, ja tylko o takiej marzyłem.

Turn my head and I can see you, could that really be you

Mnie również wyobraźnia figle sprawiała, patrzę i nagle dostrzegam to czego absolutnie nie ma. Ze znajomymi mam inaczej, ja rzadko kiedy ich(je) pamietam;p - ej, to w gruncie rzeczy jest frustrujące. Spotykasz dziewczynę, patrzysz na twarz, znajoma ci się wydaje. Tylko skad ja ją znam? Gdzie i Kiedy poznałem? Przeważnie nie to jest problemem, miejsce nawiązania znajomości udaje się raczej bezbłednie określić. - jeśli się rozpozna osobę;p
Niestety gorzej jest gdy to ona pierwsza się zorientuje i rzuci - cześć...

Wskazówka

0 komentarze

We wtorek odwiedziłem Panią dr hab. prof. UP Ewe Łubniewską. Chciałem zadać jej parę pytań, poznać przczynę niespójności i moich tekstów rozbicia. Celowo wybrałem Panią prof, jest ona specjalistka od romantyzmu. A ja przecież nie muszę ukrywać, iż romantykiem się czuję. Tylko nie spelniam jednej zależności tej epoki. Nie wierzę w Boga - nie wierzę. Romantyczne czasy to wiara w duchy i różne gusła, to było by dla mnie bez problemu do zaaceptowania. - co innego poglądy teistyczne.

Uwzględniając tylko to ostanie, zdecydowanie mi bliżej do pozytywizmu. (vide antropocentryzm)
Jestem żarliwym wyznawcom - fanatykiem - w ludzi wierzenia. To przecież my - i tylko my! - dokonaliśmy wciąż dokonujemy te wspaniałe rzeczy. Nikt inny, odbieranie sobie choćby części zasług jest deprecjacją czynnika ludzkiego. Należy sobie to raz na zawsze uświadomić, Bogom możemy zawdzięczać wiele. Nie zgadzam się jednak z przypisywaniem im całości zasług.

Idea jaka przyświecała kształtowaniu się zalążków religii była bardzo prozaiczna. - trudno sobie wyobrazić tańszy w eksploatacji organ utrzymujący porządek. Armia oczywiście spełniała te zadania poprawnie (i brutalnie). Utrzymanie żołnierzy jest jednak drogie, a idea samokontroli nie kosztuje absolutnie nic! Co więcej ludzie sami chcą być podporządkowani panującym regułom. [...] nie tutaj, nie teraz.

Pani prof. udzieliła mi bardzo pomocnej rady, a właściwie rad wielu.
1 Robić notatki z własnych myśli, nie faktów.
2 Nie pisać pod wpływem emocji, kiedy się pojawią to super! Lecz zrobić tylko te myślowe notatki, nie więcej.

Bardzo praktyczne rady, sczególnie ta druga. Zamienia potrzebę ekspresji w literacką formę. Owładnięty emocjami mogę - a nawet powinnem - napisać parę słów. Traktować to jednak powininem jako materiał do przyszłej pracy. Ona dobrze to ujeła, naszkicuj swoje myśli, twórz tekst później.
I chyba tak będę robił, tzn na pewno w ten sposób:)

Inną sprawą są liryczne zdania ułożone w celach stricte ekspresywnych (czyli dla siebie. A nawet jeszcze bardziej prywatne;p). Grafomanią tego nie nazwała, a przecież nią jest. Wyrzucone z siebie zdania wcale nie muszą posiadać stylu i formy. Nie po to przecież powstały;)

wtorek, 24 marca 2009

Z dialogów z alter ego,

0 komentarze

Z dialogów z alter ego,
25 marca 2009

Natchnienie, wciągasz czasem z nim powietrze?
- Tego uczucia nie znam i nigdy o nim nie słyszałem.
Nie wierzę, przecież od czasu do czasu piszesz. Patetyczne piosenki układasz.
- Ja bawię się tylko... Słowa chaotycznie układam.
Dziwny to chaos, w którym jest metoda.
- Prawidłowość alogiczności, matematyczna sztuka nicości.
Pytanie nie brzmi: Co to jest? Tylko: Dlaczego Jest?
Irracjonalna logika prozaizmu, magiczną księgą ją nazwę.
Kto zaklęcia rzuca? Czyżbym na siebie samego je rzucał?
- W nieistnieniu, między wymiarowym niebycie swoją przestań znajduje.
- Oazę spokoju, w niej nie straszny mi czasu Bezduch i światłocień.
Od rzeczywistości uciekasz w marzeń krainę, pytam dlaczego?
- Iluzje i sny są mi bardziej rzeczywiste, od prozaicznych figur.
Zasadniczych obrazów już nie pamiętasz?
- Jakich znowu podstawowych? Z nierealności przed siebie wybiegam,
podstawowych! Z pokoju wybiegnij lepiej,
- nie mogę.
A to czemu?
- Siedzę w pomieszczeniu, które wyobrazić sobie nie jestem w stanie,
fizycznie w nim się do Licha! Znajdujesz!
- To jest największą moich snów przeszkodą, prawdziwość, skrzecząca Rzeczywistość.
Nieznane i metafizyczne przeżycie jest bardziej dla Ciebie naturalne?
- Tak jest... Dzisiaj w jutrzejszym dniu poszukuje. A jutra we wczorajszym,
a czas miniony gdzie się podziewa? Gdzie jest wczoraj?
- Nigdzie. Ot, nie istnieje zwyczajnie.
yyy nie rozumiem
- niezrozumienie jest piękne. Ja to piękno afirmuje, nim się otaczam.
Gubisz się we własnej wizjiach?
- A, skąd! Kiedy jest zbyt śmiała, następną tworzę. Jeszcze bardziej odważną,
żeby było trudniej?
- Trudność cel mój bardziej wartościowym czyni, czasem dobre jest pomęczyć się.
W imię czego?
- Trudno sprecyzować, imiona bestii: Satysfakcja, Duma i Spełnienie,
... Jesteś spełniony, jesteś dumny co wtedy robi zadowolony człowiek?
- Nie mam pojęcia, ja następnego z losem pojedynku oczekuje,
A nagroda za ten wygrany już?
- Nie mam pojęcia co by nią było, z reguły nie wybieram nic,
małe zwyciestwa, małe nagrody, posłuchanie lubonej płyty?
- Może i małe ale i liczne, a muzyka... Ostatnio jej nie słucham,
czyżbyś nie lubił? Zdarzają się tacy ludzie... gdzieś tam daleko.
- Z muzyką tak jak z innymi przyjemnościami, ten sam scenariusz,
znaczy jaki? Sprecyzuj dokładniej, wiem tylko, że muzyka zaliczasz do przyjemności i...
- Bo muzyka daje radość. Nieokreśloną ale tak...
Ty nie lubisz muzyki! Dziwne ale bywa i tak,
- nie dlaczego od razu nie lubię. Czasem włacze o gra,
nie włączysz i nie gra. Żadnej różnicy nie widze w twoim nastawieniu,
- bo jej nie ma. Otoczenie całe układa już muzykę, nie chcę jej zakłucać,
a słuchasz jej?
- Nie. Boję się, że mnie wciągnie, a ona przecież nieistniejąca jest,
Z rozmowy wynika, że nie jest to problemem
- to prawda nie jest, Boję się jednak śnić tak głęboko.
A to nie ty powiedziałeś ''życie jest snem",
- oczywiście, że nim jest!
To dlaczego boisz się głębiej zasnąć? Wybierasz trwanie w agonii, pomiędzy światami wędrówkę?
- To nie ja wybieram. Ja tylko tą podróż wykonuje,
A dokąd ona zmierza? Gdzie jest jej meta?
- A skąd mam wiedzieć, ja wędrowcem tylko jestem.
Nudno tak poza światem wędrować, nie chciałbyś towarzysza jakiegoś lub rzeczy z sobą zabrać?
- Towarzyszki jeśli już, ale żadną nie naraziłbym na tak Beznadziejną wyprawę.
A może by ona spodobała się jej?
- Była by pierwszą, szczerzę w to wątpię. Nie do mnie należy stawianie wymagań,
Wolna wola niezależna jest , od działania nakazów.
- Nie, wolna wola pozwala wybrać jedynie czy się nim podporządkujemy.
Nie chcesz stawiać pytań tego rodzaju?

niedziela, 22 marca 2009

Pisanie z duszą

0 komentarze

Pierwsze tygodnie semestru wolno się toczyły, ja miotałem się od uczelni po bibliotekę. W tym czasie czułem jeszcze potrzebę zgłębiania tej wiedzy, czułem jej celowość. Czasu paradoksalnie na większość rzeczy mi starczało, chociaż nie ukrywam, że przydałoby się go nieco więcej. Chociażby do przerobienia materiału troszkę przekraczającego studyjną normę. Ja nie jestem pasjonatem historii, jednakże lubię rozumieć czytane słowa. A istota historii opiera się o Znajomość Wydarzeń. Tuaj nie jest potrzebne twórcze myślenie czy analiza. Wkuć fakty! Wcale nie musisz ich rozumieć, a ja... chciałbym widzieć w tym wszystkim jakiś głębszy sens.

Dziś z tą nauką troszkę jest inaczej.

Drastyczne wydarzenia z mojego biogramu, uczyniły mnie człowiekiem wyrachowanym. Pod pewnym względem oczywiście, nie zapominajmy, że jestem też romantykiem. - Ciekawym typem, bo w Boga nie wierzę. A to on był podstawą prądów tej epoki. Emocje i uczucia płoną we mnie jasnym płomieniem, nie widzę żadnych potrzeb go gasić. Ale w myśleniu o emocjach i ontologii jestem bardzo ostrożny, i stąd wyrachowanie. Chociaż egzaltacja niewątpliwie moją cechą.
Często - o, jak często - prozaizmem naszych dni potrafię się zachwycać. Na moje nieszczęście w pochmurne dni, w których słońca nie uświadczysz trwam tylko! Nie ma żadnych powodów do afirmacji, do poszukiwania piękna. Słońce na szczęście czasem się pojawia - teraz wiosna już! Będzie go dużo ;d -wtedy głęboko wciągam powietrze. Nie są straszne mi żadne zadania, postanowienia łatwymi się wydają. [...]

Od połowy października mieszkałem z Marcinem, z mazur on pochodził. Tutaj matematykę miał studiować, to było założenie tylko. Do studiowania niezbędna jest marginalna chociaż obecność. Zanim się jednak wyprowadził, pewną radę mi udzielił. On podobnie jak ja zresztą był dysgrafikiem. - ja w dodatku rękę złamaną miałem ale nieważne - Oznajmił głośno "pióro i skończyły się moje problemy". Zbyt proste mi się to zdawało, ale może taka zmiana w istocie diametralną jest. Pamiętałem doskonale, tego argumentu nie wahałem się użyć. Piórem piszę się lepiej, jednak pisania tym narzędziem należy się uczyć. Odpowiedział, że naukę swoją sporadycznie prowadził, co nie przeszkodziło mu w pióra oswojeniu.

Dnia któregoś na uczelni, troszkę notowania było. Zapomniałem swój długopis, a od gimnazjum pisałem Parker Jotterem. Magiczny nawet troszkę był moment, od którego zacząłem swoją przygodę z tym długopisem. Pamiętam to była pierwsza, może druga klasa gimnazjum, właśnie trwa przerwa. A może to już początek lekcji był? Nie jestem tego pewny, czasem na przerwę zostawaliśmy w klasie, bądź do niej dopiero wchodziliśmy. Innym razem klasy pozostawały zamknięte, nas wypraszano na korytarz. Czy był to taki moment? A może było to zwyczajne czekanie na rozpoczęcie zajęć?
Pamiętam to wydarzyło się w klasie.
Czekając nagle zauważyłem błyszczący kawałek metalu, odważnie wyciągnąłem po niego rękę. Wtedy miałem pewność, znalazłem właśnie nowy długopis. A dawniej nie przywiązywałem większej wagi do narzędzi tego typu, pisałem różnymi długopisami z promocji itp. Zdziwiło mnie to odkrycie, Parker w tym czasie była to renomowana marka. - dziś stał się powszechny.


Postawiłem pierwsze na kartce znaki, tak! Pisało się doskonale, należy pamiętać, że różnica pomiędzy wkładami Parkera, a innych producentów jest mocno zauważalna. - Ceny układały się podobnie, trywialny długopis to koszt złotówki, czasem nawet mnieej. Wkład do Jottera kosztował ok 10. W gimnazjalnych czasach nie był to bagatelny wydatek. Teraz sądzę, że sam długopis całą swoją klasę zawdzięczał temu właśnie wkładowi.

Pisałem nieprzerwanie tym długopisem do II klasy liceum, niestety wtedy dziwnym trafem zaginął. Zapewne zdarzyło się to w podobnych okolicznościach jak jego szczęśliwe odkrycie. Jako osiemnastkwoy prezent - II klasa to 18 czas - dostałem następnego. I nim pisałem całą III klasę, w tym oczywiście maturę. Po wypadku nawet go w rzeczach odnalazłem, na krótko raczej, ponieważ ten długopis także pomimo krótkiego używania zgubiłem. Wybierając się na studia kupiłem kolejny, z tej samej linii długopis. Tym razem ze złotym akcentem.



Na studiach pierwszy rok przeszedłem pozbawiony jakichkolwiek wątpliwości odnośnie przyborów pisania. Pisałem fatalnie, na uwadze mam tutaj szybkość sporządzania notatek itp. Charakter mój pisma był przecież od dawna boski! Na drugim roku już będąc, raz zapomniałem tylko swojego długopisu. Pamiętając wtedy radę Marcina, z uczelni prosto skierowałem się do papierniczego.
Kupiłem w nim Parker Frontier, z upływu czasu wiem, że nie był to najlepszy wybór. Abstrahując od klasy samego pióra, zwykłem pisać mocno dociskając stalówkę do kartki. A moje pióro ma stalówkę bardzo wrażliwą. Notowałem tylko o odrobinę szybciej, Frontier w dodatku zostawia grubą po sobie linie. eh



W styczniu czy lutym tego roku studenckim zwyczajem odwiedzałem czytelnię. Odwiedziny były tak dla mnie pomyślne, iż pióro pozostawiłem na jednej z ławek. W pokoju oczywiście złość, ja przecież od pewnego czasu pisuje tylko piórami. Co zrobić? Na allegro.pl kupiłem jedno pióro, tym razem był to Waterman. Po chwili namysłu zakupiłem drugie, to jako prezent dla siostry jest przeznaczone. Do siostry powędruje, Waterman Allure.


A ja wciąż ne miałem pióra, wtedy zakupiłem Waterman Hemisphere. Nie ukrywając urzekła mnie jego czerń, w opisie nazwana marsjańską. Nie bez przyczyny to ma kosmiczny wymiar. Pióro piękne jest, tak samo również się nim piszę. W przeciwieństwie do Parkera ma stalówkę twardą, nie jest to bez znaczenia przy moim stylu pisania. Długie lata pisałem długopisem, mocno dociskam stalówkę do kartki. Waterman to firma francuska, czuje się więc powagę pióra, jego patos. Nie bez znaczenia jest też sam rodzaj stalówki, typu F (wąska). Ah, pióro wywołuje na prawdę duże wrażenie, zarówno wyglądem jak i pismem.


środa, 18 marca 2009

W ciszy trwanie

0 komentarze

Napisane dla Moniki; ponieważ do kobiet zwyczajnie jest łatwiej;p A do kogo innego pisać?

W ciszy trwanie
[19 marzec 2009]
Kiedyś, całe eony już temu,
za wczoraj przepraszałem.
Tobie podobnych nie złoże.
Wczoraj? Już go nie pamiętam.
Dzisiaj? Nie istnieje, nigdzie go nie ma,
Carpe diem to mit, wyraz lęków przed przemijaniem.

Nie wierzę, bo wierzyć nie chcę,
jakie dziś pytam, tak nie można!
Nie wolno czasu szarpać,
jego continuum niewzruszonym winno pozostać.
Nie zbadanym nigdy tajemniczym wymiarem.

Złudzenie to piękne. Mitomanem być,
który nieprzerwanie nosem chmur dotyka.
Piękne to, lecz nad wyraz szkodliwe wyzwanie.
„Moja to raczej codzienność,
tańce w chmurach i na chmurach.
Kolorowe marzenia, z prozaizmem codzienności mieszam”

Piękna – aniołów poszukuje.
Wznoszę oczy ku górze i patrzę.
Niebo schowane jest.
Jednak czasem je znajduje.
Żadnego w nim anioła jeszcze nie ujrzałem.
Pewnie dlatego, że w niebo nie wierzę.
W anioły jednak TAK! Paradoks to niemały.

Chociaż...

Ulicami spacerując na twarze spoglądam.
Otwieram szeroko oczy, patrzę i śnię...

Jak to się zdarzyć mogło?
Tak bezgłośnie, tak spokojnie...
Skonfundowany jestem. Jak?
W jaki sposób zdołałem
nie dostrzec tej tragedii?

Niebo runęło!
Anioły wszystkie na ziemię spadły!
„Jak dramatyczny był to upadek?
Ciekawe czy sprawił Wam ból?”

Teraz w kobiecych ciałach żyją,
czują się w nich doskonale!
Do nieba wracać już nie chcą!

[...]

Krakowskimi uliczkami spacerujecie,
spoglądam na Was i nie mogę...
Słowa jednego wypowiedzieć,
afirmacja język mi plącze.

śmiesznie, a nawet tragicznie

0 komentarze

Zdarzenie miało miejsce już jakiś czas temu, przeniosę się zatem nieco w czasie.

Sporządzone przeze mnie pismo urzędowe, pamiętam nie chciało się wydrukować. Może w taki sposób rzecz martwa starała się zmusić mnie do refleksji? Zupełnie to zignorowałem, poprawiłem tylko drukarkę i podjąłem kolejną próbę. Zakończyła się ona sukcesem, w rękę chwyciłem podanie i pobieżnie przeczytałem. Poszukiwałem literówek, innych niewielkich błędów stylistycznych. Pismo wydawało się w porządku.

W archiwum wręczyłem Pani ?dyrektor parę wydrukowanych na komputerze stron. Ze sobą zabrałem również wydruk maila do dr prowadzącego praktyki archiwalne. Pytano nas wcześniej o parę technicznych spraw, odnośnie opinii, którą mieliśmy otrzymać po ukończeniu praktyk.
Po przeczytaniu maila z informacjami, ?Pani dyrektor przybrała postawę osoby wszechwiedzącej. Po czym rzekła "[...] to wiedziałam. Pytałam tylko czy nie potrzebujecie zaświadczeń wydanych w specjalny sposób". W takim razie dlaczego parokrotnie nas pytała o ten dokument? Jej pytania wcale nie dotyczyły nieważnych szczegółów. Oczekiwała od nas, że udzielmy jej dokładnej instrukcji odnośnie tego zaświadczenia.

Ostatni dzień upłynął bardzo szybko, zapewne na to wpływ miało skrócenie go o połowę. Zdziwiła mnie ta decyzja ale nie zamierzałem z nie polemizować. Parokrotnie wcześniej, kiedy pytałem o opuszczenie stanowiska "pracy" słyszałem tylko nie. Nie mogłem tego zrozumieć, że inne osoby odbywające praktyki w tym samym archiwum kończyły swoje obowiązki po paru godzinach. Oni opuszczali archiwum, my w nim pozostawaliśmy. - Ok - problemem było jedynie to co mieliśmy w nim robić? Odpowiednich zadań nie było dla nas nawet na początku dnia pracy, jak można było spodziewać się ich na jego końcu? Wszelkie niezwykle żmudne obowiązki wywoływały moją senność. - Tylko ja na złość, nie mogłem zasnąć! ;p
Meczenie się przez parę godzin ale skoro właśnie tak pracuje archiwista...

W ostatnim dniu, wręczyłem napisane przez siebie pismo. W poprzednim poście widnieje jego treść Napisane było chyba nie najgorzej, zawierało jednak Jeden Istotny błąd... Pomyliłem nazwę archiwum, a dokładniej mówiąc oddziały Archiwum Państwowego. (sic!)

Z informacji na stronie krakowskiego Archiwum Państwowego, przeczytałem informacje do kogo adresować powinienem pismo. Archiwum w, którym odbywałem praktyki mieściło się przy ulicy Grodzkiej 32. Problem w tym, iż korzystając ze strony internetowej nie patrzyłem na numer lokalu. A na grodzkiej są dwa lub trzy oddziały!
Wybrałem ten zły;p

Było ciekawie

czwartek, 5 marca 2009

Do Zarządu Archiwum Państwowego przy ulicy Grodzkiej 52,

0 komentarze

Niezupełnie zgadzam się z przedstawianą nam rolą archiwum. Toteż napisałem list do zarządu jednego z nich. Jutro mam ostatni dzień praktyki więc;p..


Kraków, czwartek - 5 marca – 2009 roku


Do Zarządu Archiwum Państwowego przy ulicy Grodzkiej 52,

W obecnym czasie mam przyjemność odbywania praktyk archiwalnych I stopnia w archiwum mieszczącym się przy ulicy Grodzkiej 52. Nie ukrywając ucieszyła mnie wiadomość padająca z ust dr Ł. T. Sroki; przydzielił on mnie właśnie do tej jednostki archiwum państwowego.
Archiwum Państwowe w Krakowie dysponuje różniącymi się pod względem przechowywanych archiwaliów oddziałami. Zaczerpnięte ze strony głównej krakowskiego Archiwum Państwowego informacje, mówiły jasno, iż przedmiotem składowanych i opracowywanych akt w Archiwum Państwowym przy ulicy Grodzkiej 52, są dokumenty dotyczące XIX AD (nomenklatury.) A także inne, o charakterze administracyjnym. W związku z moimi zainteresowaniami, skupiającymi się na XIX AD był to świetny wybór.

Niestety - dziś nie wiem jakie były moje oczekiwania odnośnie tych praktyk, przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z ówczesnego mojego położenia, tzn z braku uprawień archiwistycznych. Zatem czego mogłem oczekiwać? Czyż śmiałem przepuszczać udostępnienie interesujących mnie akt? O przechowywaniu których w dodatku nie miałem pewności.

Byłem świadomy braków, skutecznie mnie dyskwalifikujących w wykonywaniu pewnych działań. Miałem nadzieję – z każdym dniem ona słabła – ujrzenia Archiwum Narodowego będącego instytucją naukową. Być może nie stricte naukową, przeprowadzenie kwerend na zlecenia osób prywatnych przedstawiało się również interesująco. Starałem się poznać przebieg dnia pojedynczego pracownika instytucji, przekonać się czy w istocie jest on tak niezmienny i liniowy. Doskonale rozumiem, że na potrzeby jutrzejszej nauki niezbędne jest przechowywanie, konserwowanie i składowanie zasobu archiwalnego. Wytworzonego w bieżącym okresie czasu.
Problemem jest zakres obowiązków przykładowego archiwum, oczekiwałem czegoś więcej, niż tylko przechowywanie akt. Chociaż nie mogę zaprzeczyć, iż jest to zadanie niezwykle istotne.

Nie mam zamiaru generalizować, uogólniać sytuacji do każdego archiwum. Nie mogę przecież zapominać, iż głównym celem Oddziału II jest nadzór.

Wspomnę jeszcze o elemencie, który napełnił mnie radością jak również i zdziwieniem. Powszechnie panuje stereotyp, wyobrażanie sobie archiwisty jako zwariowanego staruszka płci męskiej. W Oddziale II natomiast, miałem niewątpliwą przyjemność spotykać młode, atrakcyjne kobiety. Być może ten oddział jest w trakcie zmian kadrowych, zapewne tak właśnie jest. Niemniej jednak cieszy to, że zauważyć można ruchy kadrowe w tej instytucji.

Stawiając ostatnie znaki – potraktowałem te praktyki jak wizję pracy w jednym z archiwów. Niestety nie odniosłem korzystnego wrażenia, podobnie jak to już uprzedziłem wcześniej nie zamierzam generalizować. Świadomy jestem również posiadania nikłych uprawnień i zdolności. Postawie tylko pytanie; pracować czyli być skazanym na wykonywanie jednostajnych, powtarzających zadań. W, których na próżno poszukiwać zainteresowania strzępka małego...
Czy definicja pracy jest nierozłącznie złączona z rutyną? Ja wcale tego nie zakładam – i myśleć tak nawet nie chce! - frapują mnie jednak pytania. Czy aby na pewno precyzyjnie postrzegam archiwistyczne obowiązki. Jeśli tak jest – wiem już od czego uciekać. Za mocno powiedziane?
A jaka jest korzyść z zatrudniania niewolnika umysłu? Osoba wykonująca swoje powinności z pasją sprawdzi się nieporównywalnie lepiej.

Z Wyrazami Szacunku,
Krzysztof Kluza

poniedziałek, 2 marca 2009

Drobna uwaga

0 komentarze

Wspominałem już, że nie skopiowało mi cytatów. Formatowanie też padło całkowicie, jest tutaj tylko treść. A i ta zmienia znaczenie pozbawiona akapitów itp

Bibliografa

0 komentarze

Na początku, którtka uwaga odnośnie zawartych w eseju cytatów. Jak chyba wiadomo skopiowałem tekst z dokumentu i niestety przypisów kopiowanie nie obejmuje. Żaluje ale cóż zrobić, może dopisze kiedyś autora słów do cytatu.

Bibliografia:

ALBO albo Problemy psychologii i kultury, Psychologia Religii – dusza i archetyp Boga
Andre Frossard Bóg i ludzkie pytania
Andrzej Pankalla Psychologia Mitu, kultury tradycyjne a współczesność
Andrzej Prokopiuk Jestem Heretykiem
Arthur Peacocke Drogi od Nauki do Boga
Arystoteles O niebie
Arystoteles Zachęta do Filozofii
Barbara Hill Jasnowidzenie, Szamanizm, Wróżbiarstwo
Bernard Katz Religion as a Comfort? [W:] Racjonalista.pl
Biblia
Brigitte Burn, Ernst W. Pedersen, Marianne Runberg Symbole Duszy
Carl Gustav Jung Archetypy i Symbole,Pisma wybrane
Claude Tresmontant Problem istnienia Boga
Dirk Verhofstadt Terror w imieniu religii [W:].Racjonalista.pl
Dirk Verhofstadt Życie bez Boga [W:] Racjonalista.pl
Ewa Ende Nie wierzę w Boga [W:] Racjonalista.pl
Friedrich Nietzsche Antychryst, przemiany wszystkich wartości
Friedrich Nietzsche Poza Dobrem i Złem
Friedrich Nietzsche To Rzekł Zaratrusta
Friedrich Nietzsche Zmierzch Bożyszcz Czyli Jak się Filozofuje Młotem
Fritz Erik Hoevels Psychoanaliza i religia, pisma zebrane
Gael Lindeenfield Asertywność, czyli jak być otwartym skutecznym i naturalnym
Geradr Bodson Tajemnice Apokalipsy
Gordon W. Allport Osobowość i Religia
Hanna Burczyńska-Garewicz Prawda i Złudzenie, Esej o Myśleniu
Jacques Durandeaux Żywe Pytania do Martwego Boga
Jerzy Franczak Rzecz o Nierzeczywistosci
Krzysztof Murawski Wyzwanie Etyki
Lech Ostasz O uprawianiu rozumu i leczeniu psychiki, Psychoterapia filoziczna
Leonard Pearson Śmierć i Umieranie, Postępowanie z Człowiekiem Umietającym
Lucien Israel 11Eutanazja, czy życie do końca?
Mariusz Agnosiewicz Dziecko, Bóg, religia [W:] Racjonalista.pl
Nowa encyklopedia powszechna PWN tom4, Warszawa 1996 Mit
pl.Wikipedia.org Mit
Pod Redakcja, Jana Krasickiego i Stanisława Kijaczki, Uniwersytet Opolski Od Śmmierci Boga Do Śmierci Człowieka -Rodowody, konteksty, destrukcje, we współczesnej myśli filozoficznej
Rene Laurentin Czy Bóg Umarł
Richard Dawkins Bóg Urojony
Rollo May Błaganie o mit
Sens, Poradnik Psychologiczny o
Sigmund Freud Człowiek imieniem Mojżesz a religia monoteistyczna
Stanisław Kowalski W poszukiwaniu początków wierzeń Religijnych
Stanisław Soldenhoff Wprowadzenie do Etyki
Tadeusz Kotarbiński, Leopold Infeld, Bertrand Russell Religia i ja
Zwierciadło Wydanie specjalne Sens – poradnik psychologiczny nr 4/2008

Nie - egzystencjalne spojrzenie

0 komentarze

Jak by to było wiedzieć... Nie mieć żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. Opieramy się jedynie na domysłach, ostrożnych lub bardzo śmiałych spekulacjach. A dlaczegoż by nie przyjąć istnienia magicznego świata nierzyczywistości? Realnie istniejąca pozwoli nam rzec - ja wierzyłem! - a gdyby nie istniała. (przecież to nierzeczywistość! Ona już z definicji istnieć nie może). Racjonalizm i logika niestrudzenie szukają szczeliny w tym murze naszego myślenia, nie znajdują żadnej. Czy same ją utworzą? Perspektywa snucia autentycznych snów, które w dodatku dzielimy z całymi tłumami. Uspakaja nas i daje nadzieje spełnienia naszych wydumanych wizji. Złóżmy podanie do Boga – obudźmy Go!. Niechaj ukaże się potężny i gromowładny1, pozwoli nam (tak dla odmiany. Hm a może to będzie kolejne wyzwanie?) pokładać naszą wiarę w rzeczywistości. Tym smutnym ziemskim świecie, padole beznadziei.

Do wiary w rzeczywistość nigdy nie dojdzie, za dużo w niej praw logiki. Chociaż licząc kolejne upływające dni, zadajemy sobie niezwykle często pytanie. Jak? Jakim prawem? To jest przeciw wszystkim znanym zasadom! Człowiek jest dziwną bestią; my wcale nie poszukujemy prostych i żelaznych reguł rządzących światem. Zasady w łatwy sposób zrozumiałe nie są wcale nęcące.
My – cecha stricte ludzka – pragniemy być zaczarowani (niekiedy tylko oczarowani) zasadami, światem. Leżącym na granicy naszego wyobrażenia, - wyznaczanie tej granicy jest bardzo ważne. Konstrukcja ludzkiej psychiki skutecznie wyeliminuje przerysowane w którąś ze stron obrazy.
Nie znosimy być brutalnie okłamywani, przyjmowanie za dictum naiwnych obrazów, w których fałsz bije po oczach to także zbyt dużo.


Wiara pełni rolę terapii, pełni także funkcję sędziego. Usprawiedliwiającego nasze działania.
Psychologiczne zjawisko będące naszą ochroną przed strachem – pytanie tylko przed kim lub czym?

Czyż to nie nas samych obawiamy się najbardziej?

„Dla człowieka nie ma Boga poza Sumieniem”2


Abstrakcyjna myśl ludzka daje życie całym panteonom Bogów.
Buduje iluzje, a następnie je niszczy
Wyłania się z cienia, zawsze absolutnie światła i świadoma
Dusza i umysł to niezmiernie podobne ciała
Szczerzę wątpię w przewodnictwo i uprzywilejowanie duszy

Przecież jest ona produktem umysłu.

To ludzie są - dla siebie samych - Bogami
Wprawdzie tworzymy panteony Bóstw...
Czyż jednak zaświtała myśl by stać się częścią jednego z nich?

Filozofowanie i inne zabawy umysłem

0 komentarze

... Bóg istnieje i mieszka na ziemi. Podobnie jak każda inna istota jest członkiem społeczeństwa. Zmaga się z ludzkimi problemami egzystencjalnymi. Zdradza swoje poglądy religijne? Jest teistą czy ateistą - może panteistą..? Agnostykiem, czy deistą z pewnością nie jest. On sam jest odpowiedzią na zadane przez te grupy pytania. Obecnością swoją daje lekcję, zadając kłam wszystkim tezom kwestionują jego egzystencję. Czy jednak sam w siebie wierzy?
Zaprzecza własnej egzystencji?

Nie może – w dodatku każdemu człowiekowi perswaduje wiarę w swój byt i ustalone zasady. Kim musi być? Kogo udawać? Szpitale Psychiatryczne dziś pełne są najwyższych proroków, Jezusów, Mahometów, Ghandich. Nie twierdzę, że wszyscy oni okupili Boże posłannictwo zaburzeniami psychicznymi.

Poważnie się jednak zastanawiam, jak rozległy był by dziś . Wymiar poparcia możliwego do uzyskania. Istnieją media, czyniące cały świat malutkim. - niczym więcej, niż nieustannie otwarta i gotową wioską. Propaganda, aktualnie nazywana pijarem (pełna i niepotoczna nazwa Public Relations) także jest na nieporównywanie wyższym poziomie. Łatwiej jest wierzyć w kogoś lub coś od siebie różnego. Ah ta świadomość potężnej mocy jaką dzierżymy (powiedziałbym bym nawet wszechpotężnej). Noszenia w swoich własnych rękach losu, wraz ze wszystkimi zależnościami. - nie ubłaganym ponoszeniem konsekwencji naszych wyborów
Religie przedstawiają świadomy wybór różnorodnych dróg postępowania jako największy dar, którym zostaliśmy obdarzeni przez Boga. Dostrzegam tutaj protekcjonalizm – czyżby usprawiedliwianie błędów naszego autorstwa? Bóg to instancja wyższa od naszej trywialnej – ludzkiej. To on – tylko on! - jest nieomylny. Ludzie posiadają na błędy przyzwolenie.

„Prawda jest jedna, lecz mędrcy nadają jej rozmaite imiona”1

0 komentarze

„Wszystkie imiona i obrazy przypisywane Bogu to maski. Wskazujące na ostateczną rzecz, która z definicji transcendentuje język i sztukę. Mit również pełni rolę maski Boga metafora czegoś co leży poza widzialnym światłem. Choć tradycję mistyczne wzajemnie się różnią, to przecież zgodnie z tym – twierdził – że skłaniają nas do głębszego uświadomienia sobie faktu naszego życia”*

Zamierzchłe intencje

0 komentarze

W powyższym eseju moim zamiarem było naszkicowanie powodów kierującymi ludźmi – próba wyjaśnienia. Dlaczego wyznają zasady nakreślone przez swój obrządek. Zgadzają się – a nawet chcą! - należeć do wspólnoty wiernych. Strach przed alienacją? Odrzuceniem? Niechęć do separacji? Treści zamieszczone powyżej ukazują zapewne nieco odmienne intencje autora. Chciałbym to wyjaśnić, niemożliwe jest tworzenie studium psychologicznego zjawiska. Wcześniej nie podawszy jego genezy, brak informacji o istocie samej dziedziny jest także błędem. (karygodnym uproszczeniem) Ujrzyjmy to w skali mikro i makro. Mając na uwadze moje dziełko oraz przyświecający mu topos. Porywałem się na rzecz awykonalną, nikt nie jest w stanie wyjaśnić istoty religii. Nie zrobi tego żaden teolog czy filozof. - dziedzina ta jest domeną wyłącznie Boga. Patrzyć swobodnie i w pewien zdystansowany sposób. Możemy jedynie z pozycji socjologa. Zadamy pytania dotyczące nie wiary, a skutków jej oddziaływania na ludzi. Chłodno sformułuję parę wniosków, religię nierozerwalnie połączone są z początkami cywilizacyjnymi. Brak nam informacji o pierwszych ateistycznych narodach. Religia służyła przez wiele epok. Kuriozalna jest jej początkowa funkcja, ulegała ona ciągłej zmianie. Czy teraz także trwa ten proces?

Stworzona jako substytut funkcjonalny organu zajmującego się nadzorem. Zwróćmy uwagę na zadania powierzone policji. Czyż nie do tej instytucji należy zachowanie porządku? Postepując zgodnie z duchem z ogólno - przyjętych zasad kultu – otrzymujemy ten sam rezultat. Idealizmem, niedoścignionym wzorcem jest samokontrola. Religie niosąc ze sobą zhierarchizowane systemy wartości, przykazania nazywające dobro i zło. Spełniały rolę strażnika wyśmienicie.
Do nas tylko należy wybór czy godzimy się podążać zgodnie z tymi regułami.
Druga funkcję religii, funkcje o której zapomnieli całkowicie starożytni władcy
(patrz wyżej) jest pomoc w samorealizacji ludzkiej psyche. Z tym, że w czasie jej spełniania nie wolno nam zapomnieć o nadrzędnej idei – zapewnienia spokoju. Nasza psychika nie wymaga do realizacji spełnienia diabelnie trudnych warunków. - Nieprawda – wymaga ona zaledwie czasu i spokoju. To dwa słowa w dawnych czasach nie znane. Czas, jaki czas? Jeśli zaniecham tą pracę. Najpewniej zginę. Spokój w świecie ciągłej zmiany granic był także mrzonką.

Śmierć czym jest..? Wyzwanie prozaicznego nań Spojrzenia

0 komentarze

Postrzegamy śmierć całkowicie jednoznacznie, to nie dziedzina gotowa na polemikę. Świadomość śmierci wzrasta wraz z nami, zmienia się diametralnie. Inaczej przedstawiała się nam w dzieciństwie, jakże inaczej już na starość. Każdy z nas jest świadomy śmierci – pełne zrozumienie egzystencji przychodzi z czasem . Kiedy zbliżają się Jej Ostatnie Dni. Chociaż pewne drastyczne wydarzenia mogą przyśpieszyć ten proces. Widmo śmierci maluje się tak samo, wiek twój jest bez znaczenia, jesteś przechylonym nad grobem starcem | nastolatkiem, a nawet dzieckiem skazanym na walkę o życie. Ostatecznej bitwy czy tylko potyczki? Semantyka śmierci pozostaje taką samą – śmierć niezależnie od religii będzie oznaczała koniec. To prawda, przez niektóre wyznania jest przedstawiana zaledwie jako początek. Ale czyż zaprzeczymy tezie, musi się coś skończyć, aby później rozpocząć.

Smak śmierci pozostaje niezmienny, pomijając ideologię z nią związaną. Starającą się uczynić ją bardziej znośną (akceptowalną?). Dla nas nas samych pozostaje ona sprawą nieistotną, przy założeniu, iż mówimy o umieraniu. Kiedy zdamy sobie sprawę, z symboliki śmierci. Nie jako końca naszego życia, a drastycznego zakończenia wszelkich rozpoczętych spraw. Zaczynamy snuć nici tęsknoty, czy to już koniec? Już nigdy więcej jej nie zobaczę, nie wykonam ani jednej. Nawet najprostszej rzeczy... To co będę robił? Jeśli cokolwiek robić będzie mi dane.
Tęsknota za codziennością.

Wynalazek respiratora był z puntu widzenia medyny przełomowy. Sztuczne – niestety często bardzo sztuczne – przedłużanie życia w latach 60' przeżywało swój rozkwit. Ilu zdążył już uratować wynalazek z lat 80' XVIII? Stworzony przez Jean-Françoisa Pilâtre de Roziera odebrał Bogu część prerogatyw. Człowiek zyskał (ograniczone wprawdzie) możliwości decydowania o życiu i śmierci.
Podarowanie ludziom sztucznego oddechu - skutecznej obrony przed śmiercią musiało odsunąć Wszechmogącego na dalszy plan. Sztuczny oddech nie zawsze jest w stanie pomóc, jednak w wielu przypadkach pomaga! Na przykładzie respiratora doskonale widzimy rolę jaką może nieść ze sobą technika w poprawę naszego żywota. Nie powinniśmy konserwatywnie patrzeć na każdą nowinkę techniczną – nie kiedy komuś może ona pomóc. Żyjemy w XXI AD wiele zmieniło się w samej postawie kościoła, kiedyś każda nowinka intelektualna drastycznie była odrzucana. Całe średniowiecze upłynęło pod znakiem anachronicznej polityki kościoła.

Śmierć psychologiczna

Wielokrotnie wspominałem jaką rolę w człowieku odgrywa jego psyche. A pojęcie to posiada wiele z nią wspólnego. Zdolni jesteśmy kształtować świat, w dowolnie nam odpowiadający sposób. Malować go preferowanymi przez nas kolorami. Psyche – nie ma wątpliwości – współtworzy otaczający nas świat. Co więcej – ona nim manipuluje! Tak zdolna jest do takich przedsięwzięć, jeśli nie ona to kto (co)? Zdradźcie mi inny powszechnie znany i uważany symbol myślenia. Pod pojęciem śmierci psychologicznej kryje się całkowite nas1 zespolenie ze śmiercią.
Przyznam specyficzny związek skrajności: człowiek i śmierć. Staramy się przecież zrobić wszystko co w naszej mocy by to życie zachować.

Śmierć fenomenologiczna2

Odrzucam symbole kształtujące mnie jako człowieka, ignoruje wartości jakie przekazało mi moje wychowanie. I panujące w społeczeństwie normyNie patrzę na wyniki elektrokardiografów, elektroencefalografów orzekam śmierć pacjenta. Polegam wyłącznie na swoich zmysłach, to one wydają wyroki życia i śmierci. Jego wizerunek już dawno nie żyje, jego ciało nie wydaje się wydawać żadnym temu przeczących sygnałów. Poszukiwanie śladów życia jest sprzeczne z istotą fenomenologicznej śmierci. Osoba umarła już, w naszych umysłach pozostaje tylko wspomnieniem. Od nas zależy – tylko od nas samych – jaki wizerunek nas samych pozostanie po naszej śmierci. Egzystencja w sferze ludzkiej pamięci daje nam nieśmiertelność. Wspomnienie – bóstwo zdolne podarować nam nieśmiertelność. Nie omieszkajmy skorzystać z budowy naszego etosu jeszcze za życia. A może właśnie to jest celem naszego życia? Pozostać zapamiętanym, być czymś więcej niż kartką w dziennym kalendarzu.
Personalny cel życia? Śmieszna wydaje się teza, żyje z powodów czysto subiektywnych.
Dobrze, ja nie znam żadnej osoby, która by twierdziła, iż śmierć to jej personalny wybór. Niektóre pojęcia wyłamują się z ram subiektywnych preferencji (śmierć jest jednym z nich).
Subiektywizm istnieje tylko wówczas gdy to do nas należy decyzja. A w przypadku naszego istnienia nie zawsze tak jest. -niezwykle rzadko to się zdarza.

Eutanazje rozumiem jako prawo do godnej śmierci. Nie, zaprzestania walki. Unikania bezcelowych zmagań, przedłużających nasze życie o kolejne dni. Sztuczne utrzymywanie przy życiu mija się z celem teologii.


„Zawsze kiedy chcę żyć krzyczę
gdy życie odchodzi ode mnie
przywieram do niego
mówię – życie
nie odchodź jeszcze

jego ciepła ręka w mojej ręce
moje usta przy jego uchu
szepczę
życie
- jak gdyby życie było kochankiem
który chce odejść -

wieszam mu się na szyi
krzyczę

umrę jeśli odejdziesz3”

Jak ludzie wynaleźli pierwszą metodę psychoterapii

0 komentarze

Nie kto inny jak już pierwsi wierzący stworzyli sakrament spowiedzi. Ta niewinnie wglądająca czynność była i jest świetną formą psychoterapii. Od czasów pierwszych ojców Kościoła upłynęło niespełna dwa tysiące lat, sakrament spowiedzi wciąż odgrywa tą samą rolę. Nawet dziś w świecie rządzonym przez pragmatyzm – szacunkiem i troską otacza się już nie tylko nasze zdrowie fizyczne. Psychika coraz głośniej i wyraźniej upomina się o miejsce jej należne i odpowiednią troskę.
=
„Jeśli ktoś nie ćwiczy umysłu, to raczej nie zrobi postępu w pomaganiu sobie lub komuś na drodze ogólnie na drodze ogólnie rozumianej psychoterapii. Dokładniej mówiąc, jeśli nie nauczy się definiować ważnych w życiu pojęć, sposobów ustalania prawdy, badania złożeń myślenia, unikania błędów myślenia itd., to przy pomocy rozumu nie znajdzie wyjścia z trudnej sytuacji lub nie zapobiegnie jej. Może wtedy liczyć tylko na korzystny dlań zbieg okoliczności, posługiwać się magią i wiarą, a dziś także może zdobywać pieniądze na ingerencję biotechnologiczną” 1

Wprawdzie uwaga poświęcona na dbanie o nią nie jest niczym nowym, dzisiaj jedynie. Potrafimy trafnie zdiagnozować trapiące ją bolączki. Nie omieszkamy spróbować leczyć - obecnie mamy już specjalistów tym się zajmujących. Starożytni kapłani, a począwszy od średniowiecza kler pełnił podobną funkcję. W starożytności zrodzono pojęcie będące odpowiednikiem dzisiejszej definicji duszy, ekwiwalent nazwany psyche. W przeciwieństwie do duszy nam znanej, psyche nieporównywalnie silniej złączona jest z naszą osobowością. Wytwarza wiele zależności pomiędzy ludzką sferą zewnętrzną i wewnętrzną. Nasze psyche zyskało na wartości. Kondycja fizyczna i forma psychiczna to wartości nierozłączne. Tworzące wspólnie nasz psychofizyczny stan. Śmiem twierdzić, że w tej dziedzinie nie dostrzeżemy dualizmu – hierarchizacja jest wszech występująca. Wzrastają razem w jednej osobie, współdziałają ze sobą, uczą i poznają się nawzajem. Sfera psyche stanowi jakby elitę, jednostkę wyraźnie uprzywilejowaną. Samodzielna w swoich osądach, czy zależna od otoczenia. Poddawana wielu często skrajnie odmiennym zabiegom, wytrwale pozostaje na arenie naszych walk. Stoi tam sama, nasza własna, w niekreślonym stopniu niezależna. Czasem spotkamy ją dumną i wyniosłą. Innym razem przestraszoną i uległą. Zawsze należała będzie do nas, to pozostanie niezmienne. Każdą osobę ważącą się mówić o oddzieleniu od własnej duszy. Lub też posiadającym ich parę nazwiemy schizofrenikiem. Identyfikacja jakiej może poszukiwać pacjent na płaszczyźnie religijnej budzi w nim uczucia przynależności. Współdziałania w jednej wspólnocie.

Mit

0 komentarze

Mit
Pierwsi chrześcijanie starli się bardzo, starali ze wszystkich. Zmienić znaczenia mitu. Uczynić to w pełni pogańskim pojęciem. Leżącym dalece poza wszelkimi normami i przyjętymi wzorcami kulturowymi pierwszych ojców kościoła. Mity –opowiastki o starożytnych Bogach posiadały niezwykle humanitarny charakter. Ich kulturotwórczy charakter nie może być zignorowany, mity w niebywale kolorowy i dokładny sposób. Odzwierciedlały aktualny stan społeczno - kulturowy ludności. Fikcyjne opowieści były pierwszymi przejawami sztuki - arcydziełami - wytworzonymi przez kultury antycznych ludów. Biblijne przypowieści nastałe po mitach są ... bardziej prostolinijne. Łatwiejsze do zrozumienia; zwykle posiadają jeden wymiar znaczeniowy.

„Mitologia to mapa szlaków doświadczenia, nakreślona przez ludzi, którzy już je przewędrowali”*

Złożone w długie tomy – dziś wprawdzie mamy ich niewiele – przez lata, dekady i stulecia były niezwykłym źródłem krzewiącym kulturę i tradycję.. Śmieszne bajkowe opowieści, jak zwykli o nich mówić chrześcijanie – nie skazywały na śmierć żadnego z Bogów. Nigdzie nie można było odnaleźć mogiły Boga już wymarłego (zapomnianego). Żaden z nich nie został także skazany na dożywotnią banicję. Tolerancja i poszanowanie obcych wartości było świetnie symbolizowane przez pieczołowicie czczoną świątynię poświęconą Nieznanemu Bogu. Monoteizm to bardziej surowe i bezwzględne wyznanie. POZWALA ISTNIEĆ JEDNEMU TYLKO BOGU – wszystkie inne Bóstwa zwyczajnie nie istnieją. Masowe zabójstwo? Jakąż różnice czyni zmiana, przede wszystkim znaczeniowa słów – nie istnieje – uśmiercony...
Zadanie prostego pytania szybko rozwiewa kurtyny wątpliwości. Nie istnieje? A co się mu stało, co mu zrobiono? Nie narodził się wcale? Przecież istnieją mity mówiące w bezpośredni i prosty lub zawiły sposób o jego przyjściu na świat. Z tego wyciągnąć można prosty wniosek, monoteiści tworząc jedynego Boga definitywnie przerwali żywot Wszystkich pozostałych Istnień. Jeśli Coś domaga się monopolu cóż zrobić... A mity tak bardzo przypominają istotę rzeczywistej wiary. Tak bardzo...

„Człowiek pozbawiony zdolności postrzegania i rozumu staje się podobnym do rośliny, pozbawiony tylko rozumu staje się podobnym do zwierzęcia, natomiast człowiek w pełni obdarzony rozumem staje się podobny do Boga”*2

Poszukiwanie wyjaśnienia, podanie odpowiedzi na egzystencjalne pytania – cel, którym podążał mit. Swoimi początkami sięga starożytności – jeśli jeszcze nie wcześniej – ludzie zwykli snuć historie naświetlające nam proces stworzenia. Podawanie genezy niewyjaśnionych, obcych zjawisk - wszystko, każda jedna rzecz niewiadomego pochodzenia. O celowości działań ukrytych za mgłą. Nieustannie nas przeraża i fascynuje. Zbieżna gra słów, my ludzie bardzo często łączymy ciekawość z przerażeniem. Nieznana nam bliżej przyczynowość działania zwykła intrygować. Mity to sakralne opowieści o początkach bogów i ich czynach. Często z wplecionym wątkiem animistycznym.

Zmiany w naszych umysłach jakich dokonuje wychowanie kładące nacisk na kult danej religii są ogromne. W inny sposób postrzegamy fakty, logika nigdy więcej nie maluje się nam w barwach kontrastu. To co z tego? Myślenie życzeniowe i promieniujący często bezpodstawny optymizm nikomu nie zaszkodziły. Przeciwnie, przytoczone sposoby postrzegania nowych zjawisk działają na nas jedynie w korzystny sposób, Stanowią formę autoterapii, w naszych przekonaniach religijnych tkwi ogromna potencjalna siła naprawy i rozwoju naszej postawy.

Schematy (Nie)Myślenia Lekarstwem na Strach

0 komentarze

Schematy (Nie)Myślenia Lekarstwem na Strach

„Przerażenie budzi we mnie myśli,
że nie ciemności się lękam,
tylko spotykania się w nich... człowieka”1

Strach jest jednym z najsilniejszych uczuć, przy czym jest to stosunkowo emocja łatwa do uzyskania. Normy zachowań wyznaczanych przez tą emocję są bardzo wyraźne, a ich złamanie obwarowane jest wieloma niebłagalnymi konsekwencjami. Emocjonalny system stanów uczuciowych towarzyszący nam od samego początku istnienia gatunku ludzkiego, jego ścisłemu
związkowi z myśleniem – bliskiej nierozerwalności - nie sposób zaprzeczyć. Nie jestem pewien
- przyznaje szczerzę wątpię -, iż odnajdziemy chociaż malutki ślad egzystencji strachu jako sytemu wierzeń uniwersalnych (międzygatunkowych). Daleki jestem od stawiania tez, o ludzkim monopolu tego uczucia. Przeciwnie – strach jest wszechobecny!2 Zagłębiając się w analizę zjawiska trudno nam zaprzeczyć. - Człowiek to jedyna istota na całej kuli ziemskiej zdolna do abstrakcyjnego myślenia. - do zarządzania swoimi uczuciami. To cecha wyraźnie odróżniająca nas, od całego świata Fauny. W żadnej mierze nie oznacza to, iż posiadamy na strach wyłączność.
W świecie zwierząt często nazywany jest instynktem, moim zdaniem jest to pewna generalizacja uczuć. Przyziemne nawet ich traktowanie, twierdzenie, że strach jest niczym więcej ponad automatycznym i wrodzonym zachowaniem. Jest zbytnią trywializacją zjawiska, przecież strach to coś więcej. Emocja silna i ekspansywna.

„Zwierzę wierzy, że zdobędzie powietrze, wodę i pokarm, że w swoim czasie zostawi po sobie potomstwo. A człowiek? Jego wiara nie zamyka się w podstawowych prawach biologicznych, ale sięga w różne sfery życia i dlatego jest zwiewna i niepewna, i dlatego często następują niepokój i zwątpienie”3

Ludzie – jak to zwykle bywa – są wyjątkową rasą. Z cytatu wyciągnąć można proste wnioski, jesteśmy leniwi! Jeśli odwieczne dbanie o lepsze jutro w przeszłości można zamknąć w takich kategoriach. Nie ma potrzeby fatalizmu i złożyczenia, strach jest w stanie zarówno nam pomóc jak i zaszkodzić... Nie wolno nam pozwolić na ubezwłasnowolnienie przez silne konstrukcje myślowe. Długo utrzymująca się emocja już z definicji jest zła, a doprawdy nie potrafię odpowiedzieć dlaczego pomagamy temu złu istnieć. Poczynione później kroki, mające charakter czysto leczniczy. - kojący ból – Są nie na miejscu, one powinny zostać wykonane całe wieki temu. Próbowanie leczyć strach to głupota, zdecydowanie łatwiej jest mu zapobiegać. Nie bać się jest piękną ideą, nie oznaczającą (wcale) rezygnacji przeżywania uczuć. Nie boje się – jestem zdolny zapanować nad moimi fobiami. Każdy lęk zostanie łatwo poskromiony.

Ilu z nas posiada tak dalece rozwiniętą asertywność? Lęk przed drugim człowiekiem może być opanowany i poskromiony. Sprowadzany nawet do egzystowania w nierzeczywistości. Do nieistnienia. Asertywność magicznym antidotum na lęki, jest nim na pewno. W swojej idei zmierza do akceptacji własnego ja. To bardzo dużo, trudno jest zaczynać leczenie zewnętrznych fobii. Zignorowawszy wcześniej własną osobę, a przeżywamy bardzo dużo. Symbole i myśli, które tworzymy łączą naszą transcendentalną duszę ze światem zewnętrznym. Ona usłyszawszy zew poznania, reaguje nań i podąża w jego stronę. Na tej krętej drodze w nieznane drogę torują jej zostawione wcześniej drogowskazy. Symbole strachu.

Lęki nie posiadające swoich wyraźnych adresatów są groźniejsze. Stanowią partnerów, uniemożliwiających nam podjęcie walki. Zmagania z realnym – przynajmniej do pewnego stopnia – przeciwnikiem stwarza możliwość akceptacji lęku. - wyraźna droga ku zwalczeniu go.

Kult Atona, kultem Jahwe?

0 komentarze

Sigmund Freud dostrzegał związek między kultem Atona i kultem Judaistycznym.
Oczywiście one mogły się pojawić, odgrywać nawet nie bagatelną rolę. Tym bardziej, że dokładne daty opuszczenia. Czy raczej ucieczki Żydów z Egiptu i wprowadzenia wiary Atona – w tarczę słoneczną - nie są znane. Umieśćmy datę XXIV BC jako tą najbardziej prawdopodobną. Freud porównuje także - bez jakichkolwiek etycznych skrupułów- zachowania wierzących osób. Do ludzi chorych – chorych! - na nerwicę. Poznać prawdy nie zdołamy, wszak jasne jest, że każda siła działająca skutecznie na tak wielkie grupy. Zwłaszcza religia, z definicji jest już alogiczna i irracjonalna. Szukanie choćby nawet ułamka logiki w wyznaniach to zadanie z góry skazane na niepowodzenie. To nie dowodzi jednak niczego.
Zupełnie nie przydatne jest poszukiwanie głębszego sensu, analityczne spojrzenie na świat dla osób wierzących. Przejawy zdroworozsądkowego myślenia? - nie dla tej grupy.
Żyć marzeniem, ulegać iluzji... przyjemne nie - myślenie.

„Często nacisk na rolę rozumu, mądrości i wiedzy jest potrzebny, gdyż bez nich człowiek nie może pracować nad sobą, autokreować się. Natomiast powoływanie się na los może łatwo, a nawet bardzo łatwo zwalniać z pracy nad sobą”1

Geneza religii

0 komentarze

Geneza religii

Z racji odbieranego przeze mnie wykształcenia historycznego, niektórych elementów pominąć zwyczajnie nie mogę. Uznawanie błędów logicznych byłoby dużym ułatwieniem w tej materii. RELIGIĘ ZAPROJEKTOWAŁ SAM BÓG, jest pewien szkopuł w tak brzmiącym tezie.
Definicję Boga i religii sięgają niewątpliwie zarania dziejów. Od czasów kiedy ludzie zeszli z drzew, a może nawet siedząc na nich. W momencie patrzenia na bezkres otaczającego ich nieba. Dostrzegając słońce i księżyc, unikalnie wyrzeźbione chmury, w powiewach wiatru i wśród śpiewu ptaków. - czas wewnętrznej wolności i błogości - Pojawiały się pierwsze refleksje i pytania. Jestem, zdobywam pożywienie, walczę o życie, marzę. Dzień po dniu pędzę swój żywot. Przyjdzie czas, w którym go zakończe. Egzystencjalne rozważania, szukanie bliżej nieokreślonego celu. Powodu istnienia. Minął dzień, tygodnie zamieniły się w miesiące. Z miesięcy uzbierały się długie lata, wciąż nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego żyje. Co dało mi życie? - matka. A kto jej dał życie? Kto stoi na początku tego egzystencjalnego koła... Kto mnie stworzył?

Powód i cel mojego istnienia nie są mi znane. Nie jestem w najmniejszym stanie się domyślić. Ja... jestem Kiedyś z pewnością umrę, nadejdzie ta chwila. Dziś już nie... I za ten jeden dzień winien jestem podziękowania. Pozostaje pytanie... komu? Czy będzie to Bóg?
Słowo o nieprzypisanym znaczeniu, pozostanie martwe. Najpierw musiał trafić się ktoś, kto przyporządkuje i zdefiniuje nazwie temu Bogu. Nazywać nie za pomocą przeróżnych imion:

El Szaddai (Bóg Wszechwiedzący), Jahwe (Jestem), Jah, (zaratrustańska forma słowa Jahwe)
El (Bóg, stosowane głównie do pogańskich bytów), El Elyon (Bóg Najwyższy),
El Roeh (Który Widzi), El Olam (Bóg Wiekuisty), Eloah, Elohium, Ab, Amen, Jezus, Duch Święty, Adonai (Pan), Jehowa, Allah, Ave.

Zatrważające jest to kiedy sobie uświadomimy, że ta głupia i wydawało by się bez znaczenia nazwa Boga. Była, jest i prawdopodobnie długo jeszcze będzie przyczyną krwawych sporów. Nie zauważenie milionów ludzkich istnień poległych w imię tego jedynego Boga, było by nie lada wyzwaniem nawet dla zupełnego ignoranta. Wszystkiemu zapewne winien jest nie tylko monoteizm, przyczyny wybuchania konfliktów tkwią głębiej. Pierwsza religia monoteistyczna była autorstwa niejakiego Amenhotepa IV. Odbyło się to już dwadzieściapięć wieków temu w Egipcie. Dzisiaj mało kto zdaje sobie sprawę, że Pierwszym Jedynym Bogiem był Aton. Bogiem w swojej naturę oryginalny, w świecie w którym władał miecz i bezwzględne prawa ekonomii nie było podobnie nastawionego Pokojowego Boga. Aton w swojej odmienności znalazł także klęskę. Niezwykle trudno jest nakłonić (Amenhotep IV jedynie prosił, cicho prosił) całą ludność.
Ogół społeczeństwa o zmiany tak daleko idące. Bo kto zmieni cały system wierzeń, uśmierci dziesiątki już istniejących Bogów i uzna monopolistyczne rządy jednego?
Nie uczyni tego nikt, nie w przypadku kiedy sam Aton nie przykłada do tego wagi. Nie straszył, nie groził, nie karał... Jego bronią były jedynie słowa. Hymny układał sam faraon
– inicjator religii.

Kto kogo stworzył?

0 komentarze

Kto kogo stworzył?
To nie jest pytanie skierowane do całej warstwy społecznej. Ono ma bardzo personalny charakter. Jednostka jest w stanie symbolizować tylko swój własny system przekonań, rozciąganie tej opinii na cały stan. Byłoby niewątpliwie karygodnym nadużyciem w stosunku do jednostki i całej społeczności. Uogólnianie, tez tylko na podstawie jednostki. Jednej osoby. Jest śmieszne.
Niewątpliwie jednak, księża role swoją wykorzystują w nadmierny często sposób. Nieprawdopodobny wydaje się widok księdza opływającego w dostatkach. Nie można zaprzeczyć tezie, dwóm pokrewnym wyrazom. Synonimom. Kler i ubóstwo. Z pewnym małym zastrzeżeniem,
duchowieństwo budują ludzie. Oni wnoszą do niego własne błędy, przyzwyczajenia i cnoty.

„Czy potrafilibyście więc stworzyć jakiegokolwiek boga?
Zamilczcie więc o wszystkich bogach. Zapewne jednak potrafilibyście stworzyć nadczłowieka”1


Ważnym nierozstrzygniętym problemem jest jednoznaczne wyznaczenie inicjatora religii. Któż ją wymyślił? Skonstruował fundamenty tej wiecznej świątyni ducha. Świadomi wartości jakie niosą ze sobą wyznania, czujemy się onieśmieleni. I zażenowani stawiając pytanie tego gatunku. Od dzieciństwa jest przecież nam wpajane, iż Religia to dzieło samego Boga. To on łaskawie w swojej wielkości i dobroczynności pozwolił nam na składanie do siebie modłów. Teza to dosyć odważna, nie znaczy to bynajmniej, że nieprawdziwa.
Co więcej, jest w pełni zgodna z kanonem katolickiego nauczania. Nagłe spojrzenie na sprawę w zupełnie innym świetle – co z tego, że podobnym – nie może być zwyczajnym przeżyciem.
Po którym łatwo wracamy do normalnego funkcjonowania. Wypowiedzenie na głos głównego przekazu jaki dostarcza nam Biblia, inne święte teksty. RELIGIĘ WYMYŚLIŁ SAM BÓG.

„Bóg jest domysłem, ja zaś chcę aby wasze domysły nie sięgały dalej, niż wasza twórcza wola”2

Życzeniowe istnienie Boga

0 komentarze

Życzeniowe istnienie Boga

O naszym Panu myślimy w sposób życzeniowy, pragniemy przekreślenia znaczenia słów niemożliwy i nierealne. Kto pamięta o Nim w świecie w którym wszystko układa się znakomicie? W takim czasie, Bóg nie jest nam do niczego potrzebny. Zawsze trafią się chętni chcący partycypować w naszym szczęściu. On jest traktowany podobnie jak jedna z tych osób. Zwyczajna ludzka tendencja, przypominać sobie o Bogu, w czasie kiedy on staję się ostatnią deską ratunku. Ostateczną instancją, do której nie omieszkamy się odwołać. W takim czasie wszyscy stają się podejrzanie, nad wyraz podporządkowani wszelkim regułom wiary. Niemal możemy wtedy zaobserwować ślepy fanatyzm. Ekstremalne sytuacje często prowadzą do amoku (oddani się pod władzę uczuciu, wrażeniu. Świadomie rezygnujemy z autentycznych doświadczeń) Dziś niezmiernie popularnym jest określenie mohery. Polska nazwa symbolizująca osoby ogarnięte ślepym kultem, same już nie wiedzą w kogo lub co. Skrajny przykład dewocji. I właśnie o ludziach tego typu początkowo miała być ta praca. Których większość nawet nie przeczytała Pisma Świętego...W jakim celu mieliby to robić? Przecież ksiądz nie kazał... Przyznaję jednak, iż wybieram bycie nie-ignorantem. Spojrzenie na zjawisko wiary wymaga zdecydowanie czegoś więcej. Niż tylko proste i opisanie jednej grupy wyznaniowej.
Nasuwa się pytanie, czy oni (mohery) wierzą w Boga czy w kleryków? Kapłanów mających jedynie odgrywać rolę starożytnego kwestora. Przewodnika tłumu.

Czy kler zawsze pozostaje wierny takiej roli?

Wyznania księgi

0 komentarze

Muzułmanie opierają swoją wiarę na troszeczkę innych podstawach. A może podstawach tych samych, jednakże zupełnie inaczej interpretowanych. Bliżej im do zasad kultu panujących w innych chrześcijańskich wielkich religiach. Koran to święte słowa podyktowane przez samego Allaha, poprzednie przekazy ...nie istnieją. Liczy się wyłącznie Koran. Troska dotycząca wierności przekazu nosi niepojące znamiona choroby. Odczytanie Koranu jest oczywiście możliwe, przecież Islam nie jest hermetycznie zamknięty. I adresowany wyłącznie dla Arabów. Tylko ilu z nas posługuje się arabskim? Koranu w świetle prawa nie wolno tłumaczyć. Żydzi uznają Tore za miejsce które zamieszkuje Bóg. Jeśli moja pamięć się nie myli, podobnie postępuje Cerkiew.
Arabowie z podejrzaną nutą podobieństwa, uważają Koran za słowa podyktowane przez samego Allaha. Przekaz pierwszy i najwyższy. Wrażenia jaki wywołała na nas lektura tego pisma, muszą być zgodne z przyjętym kanonem.

Święta Inkwizycja pomoże

0 komentarze

Święta Inkwizycja pomoże

Nie doszukiwać się żadnych logicznych przesłanek potwierdzających biblijną historie. Pewnie to było prostsze jeszcze parę wieków temu. Każdą nieznajomość, niewiedze na wielu polach, można było zawsze wytłumaczyć hasłem: Biblia i Bóg. Wyjaśnienie zjawiska?
Podanie jego genezy? Zbyteczne zabawy, wymagające przy tym dużo czasu. Nie wspominając o zdolnościach intelektualnych. Odpowiedź na każde zadane i niezadane pytania nosi imię:
Bóg i biblia.
Dla tych, którzy śmieli wątpić...
Dla tych, których odpowiedź nie była satysfakcjonująca...
Czekała św komisja. Jej wątpliwym zamiarem była obrona czystości wiary. Środki do tego użyte nie są już ważne...inquisitio haereticae pravitati. Nie bez przyczyny stosowanie tortur było oficjalnie zakazane do XIII AD. Później na krótko zniesiono ten zakaz. Zeznania złożone pod wpływem strachu posiadały raczej średnią wartość merytoryczną – Kościół doskonale to wiedział, mimo to nie potrafił całkowicie zrezygnować ze swoich praktyk.
Niech tylko ktoś odważył się odejść od prawideł oddawania wiary ustalonych przez Państwo Kościelne... Sprawimy, że będzie błagał o zadaną przez płomienie śmierć.

”Kiedy się nie zna prawdy w jakiejś rzeczy, dobrze jest aby istniał wspólny błąd, który by dawał ludziom jakąś pewność, jak na przykład to, iż księżycowi przypisuje się zmianę pogody, przebieg chorób itd..; główną bowiem chorobą człowieka jest niespokojna ciekawość rzeczy, które mu są
niedostępne, mniej złe jest trwać w błędzie niż w tej jałowej ciekawości”1
„Dlaczego Bóg się nie ukazuje?
A czyś tego wart?
Tak
Jesteś zarozumiały, zatem niewart
Nie
No cóż, nie jesteś”*